Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 30 sierpnia 2012

nad Motławą...

Spacer po Gdańsku obfituje w wiele ciekawych odkryć. Będę to powtarzała do znudzenia, bo Gdańsk jest po prostu przepięknym i magicznym miastem. Ilekroć spaceruję jego ulicami myślę, że mam ogromne szczęście, że to wszystko mogę mieć na wyciągnięcie ręki. Praktycznie każdy krok to niezliczona ilość niesamowitych widoków, harmonijnych układów uliczek, niepowtarzalnych kolorów i ornamentów. Każda pora dnia ma dla obserwatorów wiele do zaoferowania. Wieczorny Gdańsk jest inny, niż ten poranny. Popołudniowy inny niż ten tuż przed podwieczorkiem. I chociaż mieszkam tu już 26 lat, to zaskakuje mnie tak samo teraz, jak robił to wiele lat temu.
I niech za przykład posłuży antykwariat, o którym na pewno już wspominałam, który mijałam już tysiące razy, który odwiedzałam drugie tyle. Nad Motławą, w świetle latarni, zobaczyłam taki oto obrazek:





zupełnie jak podczas wszystkich dotychczasowych książkopodróży książki wychodzą na ulicę, do ludzi. Nie są już pochowane gdzieś tam za szkłem i cegłami. Nie gryzą, nie plują. Są na wyciągnięcie ręki, do tego w scenerii, która sprzyja czytaniu. Fantastyczne!


wtorek, 28 sierpnia 2012

darmowe e-booki, szaleństwo

pamiętacie, jak pisałam Wam o portalu, gdzie praktycznie codzienne pojawiają się książki w atrakcyjnych cenach? Jeśli nie, to zajrzyjcie TUTAJ, a jeśli tak, to spieszę Was poinformować, że tenże portal uruchomił stronę z darmowymi e-bookami. 
Książki pobieracie na swoje komputery (czytniki, telefony, co tam chcecie), automatycznie dostają wtedy one znak wodny z Waszym e-mailem, aby było pewne, że tylko Wy z tego korzystacie. Brzmi całkiem fair, dlatego zachęcam do zapoznania się z nowym portalem:

piątek, 24 sierpnia 2012

Wichrowe Wzgórza

     Klasyka ma to do siebie, że jest klasyką (ot, mądrość!). Właściwie nie ma miejsca na polemikę. Książka czytana przez wiele pokoleń, mająca na koncie kilka ekranizacji, tysiące wydań. Trudno stanąć w opozycji do wszystkich zwolenników i powiedzieć: "Nie czytajcie tego! Nie warto!". Nie jest to niemożliwe, ale na pewno dosyć uciążliwe. Narażasz się bowiem na niezrozumienie, na gwałtowny sprzeciw czytelników, oskarżenia o ignorancję, lub po prostu podejrzenia o niepoczytalność.
     Sienkiewicza możesz nie mieć ochoty czytać, ale nie próbuj powiedzieć polonistce, że jest miernym pisarzem (on, nie ona. Jej nie znam). Mrożek może Ci nie podchodzić, ale na pewno stoczysz zaciętą walkę, gdy na forum powiesz, że jest słaby. Szymborskiej możesz nie rozumieć, ale czy to wystarczający powód, aby powiedzieć, że pisze bez ładu i składu?
     Stajemy przed dosyć interesującym problemem, jakim jest krytyka tytanów literatury oraz potężnych książkowych tytułów. Gdy jednak nie wiemy co z tym fantem zrobić, często sama klasyka wyciąga rękę na ratunek. 
     Najłatwiej będzie mi to wytłumaczyć na przykładzie "Wichrowych Wzgórz", wydanych w 1847 roku, a napisanych przez angielską pisarkę i poetkę, Emily Jane Bronte. Chociaż jest to jedyna powieść tej autorki, to zapisała się solidnymi literami w dziejach europejskiej literatury. Właściwie trudno znaleźć kogoś, kto nie słyszał nic o tej pozycji. Może niekoniecznie wie o czym jest i kto ją napisał, ale na pewno wie, że jest, a to dużo. Powieść ta, często nazywana jest klasyką romansu (ha! Klasyka!). 
     Mamy zatem klasykę i mamy nasz problem jej krytyki. Aby znaleźć rozwiązanie otwieramy książkę i zaczynamy czytać. Powieść ta, to historia trudnej miłości między Heathcliffem, a Katarzyną. Opowieść, która rozpoczyna się wtedy, gdy życie tej dwójki dopiero zaczyna nabierać kolorów. Jako dzieci wychowują się razem, Heathcliff, przybłęda, którego przygarnia stary Earnshaw, będący ojciem kolejnej dwójki dzieci, czyli Katarzyny i Hindleya. I jakkolwiek między Hindleyem, a Heathcliffem nie ma przyjaźni, a wręcz nienawiść, zazdrość i zawiść, to między Katarzyną a Heathcliffem rodzi się niezdefiniowane, głębokie uczucie, które zatruje ich życie do samego końca. Chora, zaborcza, wyniszczająca, destrukcyjna miłość ze strony Heathcliffa, a ze strony Katarzyny miłość równie negatywna, zabarwiona egoizmem, egocentryzmem i hedonizmem. Wszystko to dzieje się w mrocznej scenerii Wichrowych Wzgórz, majątku Earnshawów. Sytuacja stanie się jeszcze bardziej zagmatwana, gdy Katarzyna pozna młodego panicza Edgara Lintona, mieszkańca pobliskiego Drozdowego Wzgórza, który zauroczy ją wizją fortuny i dostojnego życia najważniejszej damy w okolicy. Wściekłość Heathcliffa znajdzie ujście w okrucieństwie, perfidii kolejnych działań, bezkompromisowości i wybuchowości. Kroki, jakie podejmie Heathcliff, przywodzą na myśl pomysłowość Markiza De Sade w jego książce "Zbrodnie miłości". I chociaż Emily Bronte jest zdecydowanie delikatniejszą autorką, to jednak pomysłowość w snuciu intrygi jest podobna. 
     Zatem otwieramy książkę i na początek dowiadujemy się tego wszystkiego, co powyżej, a to dopiero początek! Owa "klasyka" każdą literą i każdym słowem pokazuje i krzyczy dlaczego ktoś ją tak nazwał. Wiecie jak pomaga nam klasyka w problemie jej krytyki? Sama nie daje się krytykować! Zasypuje nas doskonale skonstruowaną fabułą, skończonymi, złożonymi postaciami, zdaniami, które chcesz czytać tysiące razy, zwrotami akcji, które nie pozwalają się od niej oderwać. 
     "Wichrowe Wzgórza" są doskonałym przykładem książki, którą trzeba przeczytać od razu, bez przerwy. To książka, której inaczej czytać się nie da! Zresztą jest to też jedna z tych książek, których skończyć czytać nie chcemy, bo nie chcemy rozstawać się z tajemniczą scenerią i mrocznymi bohaterami. 
     I chociaż sami nie zapuścilibyśmy się w okolice Wichrowych Wzgórz, to z fascynacją i niepokojem czekamy na kolejne wieści od szaleńca, który je zamieszkuje. Tak właśnie działa klasyka. Czy można jej się oprzeć?


zdjęcie to, to kadr z filmu "Wichrowe Wzgórza" z 1992 roku w reżyserii Petera Kosminskiego, zaczerpnięte ze strony www.czytelnia.onet.pl

czwartek, 16 sierpnia 2012

filmowo...

Z różnych powodów nie mogłam dzisiaj spać. Uznałam więc, że nie ma sensu dłużej się męczyć i wstałam. Mimo wszystko jednak pozostałam odrobinę osowiała, więc zupełnie bezmyślnie włączyłam telewizor. A właściwie zaczęłam go oglądać, bo włączony był już szybciej (nie tylko ja nie mogłam spać). Musicie wiedzieć, że nie przepadam za filmami. Jestem fanką seriali i całego tego telewizyjnego syfu, dlatego właśnie unikam telewizora jak ognia, bo wiem jak mnie potrafi omotać. Dzisiaj jednak nie miałam siły oponować, ani na jego zły wpływ, ani na fakt, że nie leci żaden serial, tylko regularny film, do tego na kanale, którego nie oglądam nigdy!
Gdybyście więc zajrzeli do pokoju o godzinie 7-ej rano, zobaczylibyście mnie oglądającą film "Moje słowa, moje moje kłamstwa, moja miłość", w oryginale "Lila, Lila", wyreżyserowanego przez Alaina Gsponera. Siedziałabym zatem na kanapie, z miętową herbatą w ręku, całkowicie wpatrzona w ekran telewizora. Byłabym pochłonięta filmem, zafascynowana fabułą i podekscytowana faktem, że będę mogła się z Wami podzielić tym nieoczekiwanym zjawiskiem.
Bohater filmu jest kelnerem, który zauważa pewną dziewczynę. Zawsze z książką, spacerującą koło kawiarni, siedzącą w niej ze znajomymi. Postanawia z nią porozmawiać, więc gdy tylko nadarza się okazja, biegnie za nią do parku. Krótka rozmowa, odrobin niezręczna, do tego przerwana nadejściem innego adoratora dziewczyny, zdecydowanie bliższego jej sercu (przynajmniej w tym momencie). 
Dziewczyna studiuje literaturoznawstwo, więc ten drugi bardzo łatwo może jej zaimponować, mówiąc, że pisze książkę i w niedalekim czasie da jej do przeczytania. 
Tak się składa, że główny bohater kilka dni wcześniej w swoim mieszkaniu odnajduje maszynopis. Jest to powieść miłośna, przejmująca i porywająca. Czyta ją jednym tchem i głęboko zapada mu w pamięć. Gdy więc dowiaduje się, że dziewczynie imponuje pisanie postanawia przywłaszczyć powieść, przedrukowuje zapisane maszynowo kartki i daje jej do przeczytania.
Dziewczyna jest zachwycona i w ten sposób rozpoczyna się niejasna walka moralności, z silną potrzebą miłości. Gdy więc chłopak sprawdza, czy autor wydał tę książkę, czy żyje i w ogóle kto zacz, okazuje się, że wiele nie trzeba, aby nikt nie dowiedział się o literackiej kradzieży. Co więc się stanie, gdy autor się jednak pojawi?
Wbrew temu, co pisze HBO ten film nie jest komedią. Zresztą również i plakat zupełnie nie oddaje charakteru filmu. W wolnej chwili polecam!
A teraz wybaczcie... na HBO rozpoczął się kolejny film...

wtorek, 14 sierpnia 2012

zaskakująco książkowe!

Dawno już nie przeczesywałam zakątków internetu w poszukiwaniu książkowych inspiracji. Nic straconego, bo nadrobiłam to dzisiaj. Na pewno spodoba Wam się wszystko to, co znalazłam.
Zacznijmy od strony www.bookriot.com i całkiem przyjemnej dla oka zastawy stołowej:


na pewno ciężko znoszą mycie w zmywarce, ale za to jaki efekt wizualny. 
Kolejna wizyta miała miejsce na stronie www.newexotic.en.made-in-china.com, gdzie znalazłam coś dla tych, którzy potrzebują narzędzia dla przenoszenia z miejsca na miejsce e-booków:


chociaż wykonanie jest niepokojąco plastikowe, to jednak pomysł całkiem ciekawy. Osobiście zrobiłabym to albo zupełnie prosto, albo skupiłabym się na szczegółach i szczególikach. Jednak cieszy oko, a to już coś!
Meble, biżuteria, cokolwiek chcecie. Lampa? Nie ma problemu, zresztą popatrzcie na tą ze strony www.furnituresides.com:


podświetlona jest prawie tak samo, jak biblioteka tu i tam, opisana przeze mnie kilka postów temu. Na pewno postawiona na półce, wśród prawdziwych książek, tworzy ciekawy krajobraz. 
Na stronie www.homedesignews.com znalazłam gadżet, który przyda się wszystkim, którzy nie wiedzą co bardziej kochają, czy czytanie, czy gotowanie. Żeby więc ułatwić im wybór i żeby mieli wszystko na miejscy, mogą zaopatrzyć się w taki oto mebelek:


trzeba tylko pilnować, żeby książki się nie zabrudziły!
Każdy człowiek musi kiedyś odpocząć. Ileż to razy chcieliście czytać, ale byliście koszmarnie zmęczeni? Ja doświadczyłam tego wczoraj. A biedny Eco czekał... jakżeby więc pięknie było, gdyby książkowe szaleństwo nie kończyło się z chwilą zamknięcia oczu! Oto propozycja na takie problemy, ze strony www.likecool.com:


zastanawiam się tylko jak można wyprać pościel... Ale to takie przyziemne! Nie myślmy o tym!
Na stronie www.dinodirect.com znalazłam pocieszenie w trudnych chwilach, lub przy przewlekłym katarze:
"book of tissue" proste :)
I na sam koniec wróćmy jeszcze do świata oświetlenia, tym razem ze strony www.iransdesign.com:


Nie sądzę, żeby ta lampa dawała dużo światła, jednak pomysł godny odnotowania. 
Mam nadzieję, że spodobała Wam się krótka podróż po książkowych gadżetach. Taki literacki design na pewno nikomu nie zaszkodzi! Pozostaje nam pochwalić kreatywność, odrobinkę pozazdrościć i wrócić do codziennej monotonni. Monotonia też jeszcze nikomu nie zaszkodziła!

niedziela, 12 sierpnia 2012

zaproszenie- Literacki Sopot


Oj, zbliża się książkowa wyżerka! Zbliża się książkowy wulkan. Czeka nas książkowy przypływ. Istna fala! 
Pierwsza edycja festiwalu Literacki Sopot rusza już 18-ego sierpnia! Potrwa do 22-ego sierpnia i będzie działo się wiele. Tyle dni, tyle tematów, tyle osobistości! 
Jako, że informacji jest na prawdę dużo, to najlepiej będzie, jeśli odeślę Was na stronę imprezy.
Znajdziecie ją TUTAJ!
A TUTAJ macie jeszcze fanpage!
To jak, widzimy się na miejscu?


piątek, 10 sierpnia 2012

biblioteka tu i tam

A gdybyś tak mógł mieć książki gdziekolwiek chcesz, do tego mógł się nimi dzielić w jednym, przenośnym miejscu z wieloma osobami? Gdyby tak mieć własną przenośną bibliotekę? Taką bibliotekę tu i tam?
Otóż grupa Productora uznała, że posiadanie czegoś takiego to byłby całkiem niezły pomysł.
Zresztą popatrzcie co im wyszło:












robi wrażenie, prawda?

inspirujące projekty ze strony www.designboom.com

środa, 8 sierpnia 2012

Życie pod psem według Artura Schopenhauera


To nic nowego, że czasami (...) trudno zrozumieć filozofa. Co tam filozofa- filozofów! Opasłe tomy pełne mądrości, które dla laika wydają się czarną magią, lub wręcz przeciwnie- pozornie malutkie książeczki, napisane dużą czcionką, ale zawierające taką treść, że czytelnik łapie się za głowę i zastanawia się czemu nagle tak spuchła.
Stąd próby przełożenia opowieści filozofów na język bardziej ludzki, na formę bardziej przystępną. Jest to jak najbardziej chwalebne, bo filozofów rozumieć to zacna umiejętność, doceniania w społeczeństwie (tak? Oby!). 
Piękne jest też i napomknąć o tym należy, że miejsce w którym mieszkamy nie jest tylko stertą cegieł i płyt, która jest regularnie zaludniana, ale również miejscem, gdzie wiele dobrego się wydarzyło i wielu znanych ludzi się tu wychowało. Gdańsk, na ten przykład, może się pochwalić kilkoma zacnymi personami. Heweliusz u nas był i żył,  Fahrenheit (uf! jakie trudne nazwisko) u nas mierzył temperaturę, a Schopenhauer uczył się zawodu handlarza. 
Żeby uczcić tych Gdańszczan powstała książkowa trylogia opisująca ich poczynania. Gdzie ją można było zdobyć? A na przykład na festiwalu Gdynia Design Days. I już na początku należy zaznaczyć, że miejsce jest to idealne dla tych  książek, ponieważ wydane są przepięknie i spokojnie mogą służyć nie tylko do czytania, ale i oglądania. 
"Życie pod psem według Artura Schopenhauera" autorstwa Anny Czerwińskiej-Rydel sprawia wrażenie, jakby całe było z tektury. Czerwonano-biała kratka, Schopenhauer i zielone dodatki, psiaki i cały ten notatnikowy klimat wołają "Otwórz mnie! Nie pożałujesz!". I wiesz co Czytelniku? Mają rację! Bo w środku jest cała masa tekstu, który zapisano różnymi czcionkami, wstawki  z gazet, obrazki na obrazkach, pod obrazkami i za. Bazgroły, chochliki, pętelki i pocztówki.  Dzieje się tyle, że oczopląs gwarantowany. Ale nic w tym złego, gdy do pary z formą idzie interesująca treść.
Trudno powiedzieć, czy książka ta napisana jest dla dzieci, czy dla młodzieży, czy może dla dorosłych. Nie ma jasnych wskazówek dla grupy odbiorców. Zatem każdy znajdzie tam coś, co trafi bezpośrednio do niego. Zresztą Schopenhaura poznajemy od momentu urodzin, przez okres dorastania, przez dorosłość, do śmierci. Za każdym razem jest to inny Schopenhauer i do kogo innego mówi.
Warto podkreślić, że autorka postarała się, żeby nie mówił tylko on. Mówi jego ojciec, Heinrich Floris, mówi jego matka Joanna, mówią przyjaciele i miejscowe gazety. Książka składa się z wycinków z listów, pamiętników i codzienników. Połączone są tak, aby pokazać wydarzenia z różnych punktów odniesienia i interpetowanych przez różne osoby. Daje to nam wrażenie wszechwiedzy i pozwala na wysuwanie zupełnie osobnych, indywidualnych wniosków, co przy interpetacji filozofów jest niezwykle cenne. 
Filozofia Schopenhauera jawi nam się w słowach jego matki, w nagabywaniach ojca i opiniach nauczycieli. Sam Schopenhauer stopniowo rozwija swoje myśli, dzięki temu stajemy się częścią procesu ich rozwoju. Łatwiej je przyswoić i zrozumieć, bo dostajemy gotowy kontekst. Fragment "Młody adept filozofii" jeszcze bardziej przybliża nas do zgłębienia filozofii. Wszystko skonstruowane tak, żeby zachęcić czytelnika do dalszych, schopenhauerowych podbojów.  Bardzo cenne jest to doświadczenie, zwłaszcza, że nie kosztuje wiele i można je przeżyć bardzo szybko (przeczytanie tej pozycji to kwestia godziny).
A potem, gdy idąc ulicą Gdańska, ktoś poprosi o interesującą historię, to zaczynasz tak: "A tu, w Oliwie, to urodził się Schopenhauer. Mówi Ci to coś?..." Wyobraź sobie Czytelniku, otwiera się przed Tobą kurtyna erudycji! 


niedziela, 5 sierpnia 2012

z półki mojej na inną...

no i stało się! Mamy za mało miejsca w naszym mieszkanku na wszystkie książki, a moja alergia głośno woła o jakąś selekcję. Dlatego niektóre książki uwalniam ze swojej biblioteczki z nadzieją, że zadomowią się gdzie indziej. Oto książki, które wybrałam na początek, może ktoś z Was się skusi:

"Niebiańskie konie"
"Striptizerki doradzają. Jak pięknie wyglądać nago" (recenzję książki znajdziecie TUTAJ)
"Trzecie świadectwo"
"Następcy"
"Imię bestii"
"Eragon"
"Leksykon duchów"
"Dzieci Ziemi" (cała seria, pięć książek!)
"Świat Nie-A"

Zapraszam!

aktualizacja
wyjątkowo szybko zniknęły "Imię bestii" oraz "Leksykon duchów"

piątek, 3 sierpnia 2012

Anna Klejzerowicz

Miłośniczka kotów i wszystkiego, co tajemnicze. Mistrzyni kryminałów i zagadek. Entuzjastka słowa pisanego, twardo stąpająca po ziemi (najlepiej, po górach). Doświadczona pisarka, wiedząca czego i jak chce. Oto właśnie Anna Klejzerowicz. Zobaczmy co jeszcze nam powie:

Annę Klejzerowicz spotkałam kilka lat temu (jak ten czas leci) na wieczorze literackim. Odpowiadała tam na pytania odnośnie wydanej wtedy książki "Sąd Ostateczny". Zadowolona, z książką i z autografem, wracałam do domu. Nawet nie spodziewałam się, że jakiś czas później będę mogła zaprezentować Wam ten oto wywiad. 
Dziękuję Ci Aniu!


Przede wszystkim dowiedzmy się kim jest Anna Klejzerowicz.
Gdybym cofnęła się 25 lat wstecz, to gdzie bym ją spotkała, jakie miałaby plany i o czym by marzyła?

Spotkałabyś ją zapewne na gdańskim uniwerku, bo wtedy studiowała. Albo w Tatrach Wysokich, gdzie spędzała każdą wolną chwilę. A jakie miała marzenia?... Wtedy to chyba najbardziej marzyłam o samodzielności... No i, jak zawsze, o pisaniu. 

Skąd się wzięło to zamiłowanie do pisania?

Zapewne z czytania. Czytałam bardzo dużo, odkąd poznałam literki. I prawie równolegle zaczęłam wymyślać i zapisywać własne bajki, wierszyki. Od tego się zaczęło.  

Gdybyś była ubraniem, to jakim i co byłoby napisane na metce?

Hmm... Byłabym pewnie jakimś dresem ;-) Albo, w najlepszym przypadku, długim, luźnym i wygodnym swetrem. Na metkach się nie znam i nie interesują mnie.

Ale z czego składa się Anna Klejzerowicz?

30% homo sapiens i 70% z kota (felidae sapiens).

Pytanie, które wszystkich nurtuje: jak to jest, że pewnego dnia siada się przed komputerem, lub kartką papieru i zaczyna się pisać?

Jak to jest? Jest wspaniale! Masz pusty ekran – albo kartkę – i teraz wszystko zależy od ciebie... Każdy robi w życiu to, co lubi, do czego czuje się powołany, a przynajmniej do tego dąży. Ja od dziecka lubiłam czytać, a także pisać. To moje życie. Do tego dążyłam, a że jestem uparta, to zrealizowałam swoje marzenia bardzo wcześnie, bo zaczęłam publikować będąc jeszcze na studiach, najpierw oczywiście w prasie. Książki przyszły z czasem.

Nie przytłacza Cię ogrom możliwości tej "pustej kartki"?

Nie przytłacza, raczej pobudza wyobraźnię. 

Czy człowiek ma w głowie od razu cały świat przedstawiony, czy kreuje go w miarę zapisywania stron?

Różnie. Ja zazwyczaj mam już ten świat w głowie, zanim siądę do pisania, ale czasem w trakcie pracy zmieniam szczegóły, a nawet całą pierwotną koncepcję. 

Skąd czerpiesz inspiracje do swoich książek?

Z życia, z własnych zainteresowań i pasji, z lektur, obrazów, obserwacji wreszcie... I – co najważniejsze – z wyobraźni. 

Pieniądze są ważnym elementem pracy pisarza. Potrzebuje ich na wydanie swojego dzieła, na promocję. Jaki wpływ mają one na samą historię, zapisaną w książce?

Mnie nie interesują koszty publikacji czy promocji. Od tego mam profesjonalnych wydawców. To oni zajmują się wydawaniem książki, moim zadaniem jest pisanie.

Czy jednak zdarzało Ci się zmieniać historię, bo wydawca uznał, że jej oryginalna wersja się nie sprzeda?

Nie, nigdy. Raz tylko otrzymałam prośbę, by dopisać scenę erotyczną. Dopisałam, lecz i tak zrobiłam to po swojemu. Czyli z przymrużeniem oka. Wydawcy się spodobało i nie było problemu. Innych zmian nigdy nikt mi do tej pory nie narzucał.  

Wydanie pierwszej książki to musi być niesamowite przeżycie. Co wtedy czułaś, czego się bałaś?

Już nie bardzo pamiętam. Kiedy wydałam pierwszą własną książkę, miałam już na koncie sporo publikacji w prasie oraz teatralnych, które współtworzyłam. W tych teatralnych przez wiele lat publikowałam autorskie zdjęcia oraz teksty w książkach i albumach. Być może więc wydanie beletrystyki, ujrzenie swojego nazwiska w druku, nie było już dla mnie aż takim przeżyciem jak dla autorów, którzy po raz pierwszy stykają się z tym rynkiem. Po prostu, kiedy uznałam, że mam co pokazać, zdecydowałam się na to, poszukałam wydawcy i wypuściłam dziecko w świat. Czy się czegoś bałam?... Pewnie, jak każdy: czy książka znajdzie czytelników, czy się spodoba. 

Co to znaczy być pisarzem?

To znaczy tyle, co zajmować się pisaniem, zazwyczaj beletrystyki. Tak samo, jak bycie malarzem, lekarzem, nauczycielem, aktorem, szewcem i tak dalej. Tylko przedmiot pracy, tworzywo, jest w każdym przypadku inne. Być pisarzem to inaczej pisać książki. 

Czyli pisarz to po prostu zawód, jak każdy inny?

Tak, oczywiście. Powiedzmy, zawód twórczy – ale, tak naprawdę,  każdy może być twórczy (albo nie być, to zależy, z jakim zaangażowaniem ktoś go wykonuje). Dlatego ważne jest dążenie do profesjonalizmu, ale i rozwoju. Zawody artystyczne tym się może różną od innych, że większą rolę odgrywa w ich przypadku wrodzony talent. 

Gdybyś nie mogła być pisarką, to co innego mogłabyś robić?

Pewnie nadal zajmowałabym się fotografią i publicystyką. Jak wcześniej. Albo resocjalizowałabym „trudną” młodzież. Bo taki jest mój pierwotny zawód. O ile oczywiście znalazłabym pracę w tej dziedzinie, co niestety dla kobiet jest wciąż znacznie trudniejsze niż dla mężczyzn. Żyjemy otoczeni stereotypami. 

Spotkania literackie, wywiady. Czy myślałaś czasami o sobie w kategoriach celebrytki?

Celebryta to jest człowiek, który sprzedaje sam siebie. Swój wizerunek. Na scenie, na wybiegu, w mediach. Pisarz nie jest celebrytą, bo w jego przypadku ważne są jego książki - owoce jego pracy - a nie on sam. Być może są autorzy, którzy mają przy okazji zacięcie do gwiazdorstwa, ale to nie ja. Mnie zależy przede wszystkim na tym, żeby mieć spokój i czas na pisanie. Poza tym za bardzo cenię prywatność, by takie rzeczy w ogóle przychodziły mi do głowy. Na spotkaniach autorskich spotykam się ze swoimi czytelnikami i rozmawiamy o literaturze. Wywiady podobnie – przekazuję czytelnikom to, co chcieliby wiedzieć o moich książkach. O sobie staram się mówić jak najmniej, bo i po co? Sama w sobie nie jestem interesująca. Jestem zwykłym człowiekiem, żyję jak inni, niczym nie byłabym w stanie nikogo zaszokować. I nie to jest moim celem. Czytajcie książki, bo to one przemawiają w imieniu autorów!

To, jaki jest autor ma duże znaczenie. Jego cała historia. Sama mówiłaś, że czerpiesz dużo z własnego doświadczenia. Znając autora można głębiej wniknąć w jego dzieła. Nie uważasz tak?

Nie. Ja nie powiedziałam, że czerpię z własnego doświadczenia w tym sensie, że piszę o sobie. W moich książkach nie ma mojego życia – tworzę wyłącznie fikcyjne historie i fikcyjnych bohaterów. Czerpać z życia, to znaczy z wiedzy o otaczającym nas świecie, z obserwacji, z których wyciągamy pewne ogólne wnioski. Przecież nie żyjemy w próżni, tylko w społeczeństwie. Ale moje prywatne życie niczego do opisywanych przeze mnie historii – wymyślonych czy wykreowanych - nie doda. One są autonomiczne, powstają w mojej wyobraźni i żyją własnym życiem.   

Gdy spotkania z czytelnikami się kończą i idziesz sobie ulicą po zakupy, czy zdarza się, że ktoś Cię rozpoznaje? Czy ludzie na tyle interesują się książką, żeby wiedzieć jak wygląda jej autor, czy może raczej skazana jesteś na uliczną wizerunkową anonimowość?

Zdarza się, szczególnie, że obracamy się w stałych miejscach, gdzie bywamy rozpoznawalni. Ale głowa mnie o to nie boli. Tak jak mówiłam wyżej: nie jestem aktorką. Rozpoznawalne mają być moje książki, a nie moja twarz - do tego dążymy, po to piszemy. Myślę, że czytelnika może i czasem interesuje, jak wygląda autor, ale nie to jest akurat najważniejsze. Chyba, że autor pisze o sobie. Wtedy to może inaczej wyglądać, siłą rzeczy autor staje się głównym przedmiotem zainteresowania.

Czy zdarzyło Ci się dać komuś autograf w drodze, na przykład, na pocztę?

Tak, ale w kawiarni oraz w księgarni, gdy przeglądałam książki na półkach.

Czytelnicy są różni. Zresztą o gustach się nie dyskutuje, dlatego właśnie interesujące jest to, co czujesz, gdy czytasz, lub słyszysz krytykę swojej książki?

To zależy od tego, jaka to będzie krytyka. Jeśli personalna, złośliwa, bezpodstawna - taka krytyka dla samej krytyki - wtedy wkurzam się, w końcu jestem tylko człowiekiem. Jeśli konstruktywna – wtedy słucham jej chętnie i wyciągam wnioski.

Czy czytasz recenzje swoich książek?

Czasami. Recenzenci najczęściej sami podsyłają mi swoje opinie, wtedy je czytam i często zamieszczam nawet linki do nich na swoich stronach internetowych. Ale specjalnie ich nie szukam. Kończę książkę, oddaję ją czytelnikom i już myślę o następnej. Chętnie słucham, co ma do powiedzenia czytelnik, ze świadomością, że każdy ma inny gust, smak, zapotrzebowanie, i że do wszystkich i tak nie trafię. Każdy autor ma „swoich” czytelników. To chyba kwestia nadawania na tych samych falach – prawie metafizyczna...

Jeśli jednak zgodzisz się z jakąś krytyką, czy nie masz ochoty poprawić jakiegoś fragmentu książki? Lub, czy nie zdarza Ci się żałować, że napisałaś coś tak, a nie inaczej?

Jak już wcześniej powiedziałam: z konstruktywnej krytyki wyciągam wnioski. Na przyszłość. Ale generalnie jestem osobą świadomą i dobrze wiem, co chciałam napisać oraz dlaczego właśnie w taki, a nie inny sposób. Więc rzadko zdarza mi się czegoś żałować. Zanim oddam książkę wydawcy, sto razy pomyślę nad każdym jej aspektem.  

Co czujesz, czytając recenzje swoich książek?

Co czuję? Najczęściej radość. Bo mam szczęście do czytelników, a recenzenci często znajdują w moich książkach to, co chciałam przekazać, a czasem nawet to, o czym świadomie nie myślałam. Odkrywają coś dla siebie. To jest naprawdę wspaniałe uczucie - jak spotkanie przyjaciela. 

Jakiego pisarza najbardziej nie lubisz i czemu?

Nie ma takiego pisarza. Nie lubię? A czemu miałabym kogoś nie lubić?... Jeśli już, to ogólnie nie lubię twórczości takich autorów, którzy są w swojej twórczości nieszczerzy, piszą wyłącznie dla poklasku, powielają bezmyślnie oklepane, „modne” tematy czy gatunki. Pisarzy z przypadku, którzy nie dbają o formę, o język, czyli o materię, w której tworzą. Ale jak mogłabym powiedzieć, że nie lubię jakiegoś konkretnego pisarza? To niemożliwe. Nawet jeśli czyjaś książka nie przypadła mi do gustu, to może następna już tak? Szanuję pracę innych, cudze marzenia, ambicje, nadzieje, a wobec innych autorów odczuwam wyłącznie życzliwość i solidarność, bo przecież łączy nas wspólny los, ta sama pasja, te same dylematy.

Zwykle pisarze pozostają zatopieni w ramach jednego kanonu. Co sądzisz o Pauhlo Coelho na przykład?

Nie moja bajka. Poproszę o następne pytanie... 

Jaka jest Twoja opinia o elektronicznym czytaniu? O e-bookach, audiobookach i o tym wszystkim, co zastępuje książkowe woluminy?

Popieram każdą formę czytania. Sama mam w domu czytnik i często z niego korzystam. Mimo że wolę czytać na papierze, bo to nawyk i przyzwyczajenie, w dodatku ja jestem typem kolekcjonera: lubię przedmioty. Książki zbieram, podobnie jak grafiki, obrazy albo znaczki. Dotykam ich, lubię poczuć w ręku ciężar, fakturę, poczuć zapach. Ale nie przekreślam z tego powodu innych form książki, w końcu najważniejsza jest zawartość, a do tego rozwijanie czytelnictwa w Polsce, potrzeby czytania, w szczególności w młodych ludziach. Może elektroniczne formy bardziej przypadną im do gustu. Najważniejsze, żeby literatura przetrwała!

Co zrobisz, gdy zabraknie miejsca na książki?

Pewnie przerzucę się na e-booki. Ale mam duży strych, tam raczej do końca życia miejsca mi na nie zabraknie. Może kiedyś zrealizuję swoje marzenie i urządzę tam sobie prawdziwą bibliotekę?   

Kto mógłby napisać Twoją biografię?

Mam nadzieję, że nikomu nie przyjdzie to do głowy. Chyba tylko ja sama mogłabym ją napisać wiarygodnie. Problem w tym, że mnie samą to w ogóle nie interesuje. Własna biografia zanudziłaby mnie na śmierć. Moją pasją jest wymyślanie całkiem nowych bytów, biorących się z mojej fantazji, a nie powielanie już istniejących. 

Pytanie, którego najbardziej nie lubisz w wywiadach to…

„Dlaczego kryminały, a nie romanse?” :-D  

Jaka jest na nie odpowiedź?

Bo tak ;-)

Dziękuję! :) 
Anna Klejzerowicz

Dziękuję! :)

Ale to jeszcze nie koniec!
Specjalnie dla Was, na deser Anna Klejzerowicz prezentuje kawałek książkowej kolekcji i książkotrzymacze (no i oczywiście ukochane kotki!)! Podziwiajcie:




No i już na koniec zapraszam do zapoznania się z twórczością Anny na stronie:


czwartek, 2 sierpnia 2012

już za chwilę, za momencik...

Sierpień całkiem przyjemnie się zaczął. Zresztą mam też mnóstwo materiału na bloga, więc myślę, że będzie całkiem ciekawie. Mam też odrobinkę więcej czasu na czytanie, co zawsze sprzyja dobremu humorowi. 
Na sam początek sierpnia będę miała dla Was bardzo ciekawy wywiad...
już niedługo dowiecie się z kim, i co ten ktoś mi powiedział. A powiedział bardzo dużo!
Dla rozjaśnienia dodam, że jest to pisarz/pisarka związany/a z Gdańskiem, piszący/a głównie kryminały. Macie jakieś typy?