Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 29 grudnia 2013

Prześwietny raport kapitana Dosa

Niczego innego nie można się spodziewać, gdy sięga się po książki Eduardo Mendozy! W taki oto właśnie sposób powstała najkrótsza recenzja literacka, bo cóż więcej mogę powiedzieć o książce wydanej przez wydawnictwo Znak i zatytułowanej "Prześwietny raport kapitana Dosa", której to pomysłodawcą, twórcą i głównym sprawcą jej genialności jest Eduardo Mendoza. 
Chociaż, gdy tak się zastanowię, to muszę dodać do pierwszego zdania drogowskaz, który wskaże mendozowym prawiczkom w którą stronę geniusz autora się skłania. Zatem dodaję co następuje: Mendoza wirtuozem literackim jest, a jego dzieła niczym dumna dziatwa za swym twórcą stoi. 
Nikogo więc nie zdziwi, że "Prześwietny raport kapitana Dosa" czyta się jednym tchem (wyłączając z tego momenty oddechu potrzebne, aby się z lekka nie poddusić, gdy podśmiechujemy się czasem), a akcja, chociaż miejscami trudna do ogarnięcia, wprost pali nam się w wyobraźni (gdyby robiła to w rękach, byłoby zdecydowanie mniej przyjemnie). 
Kapitan Horacio Dos zasiada za sterami statku kosmicznego, który musi wypełnić pewną niebezpieczną misję. Przystępuje do tego zadania niezwykle ochoczo (jak to zwykle bywa, gdy ktoś kogoś zgłosi, zupełnie bez przymusu, na ochotnika. Dodatkowo trudna misja to jedyna droga, aby uzyskać upragnioną, wcześniejszą emeryturę z prawem do pełnego żołdu). I chociaż Dos ma kilka zastrzeżeń, bo misja niepewna i nieokreślona, pasażerowie głęboko zdeprawowani (Przestępcy, Upadłe Kobiety i kilkunastu Nieprzewidywalnych Staruszków), a personel, delikatnie mówiąc, kłopotliwy i podatny na wszelkie zmiany losu, to mimo to kapitan staje na wysokości zadania i…
… i zaczyna się kolejne 156 stron niezdecydowania, chaosu, odwlekania narady dowództwa, wypełniania akt naganami oraz generalnego łapu capu. Dodatkowo też znajdzie się tam trochę walki o przetrwanie, całkiem sporo odwiedzin na Stacjach Kosmicznych, ataków z zewnątrz, z wewnątrz i z gdziekolwiek bądź, a także bardzo dużo siniaków w sektorze Nieprzewidywalnych Staruszków. Będą też niestety ofiary, ale czego się nie robi dla wartkiej akcji i odrobiny emerytalnego spokoju. 
Mendoza, ze swojej strony, dodaje niewiarygodną wręcz łatwość manewrowania słowem. Wylewa je z siebie tak naturalnie, jakby był do tego stworzony, tak jak przeciętny człowiek do oddychania. Słowa układają się jak puzzle. Zresztą cały czas ma się takie odczucie, jakie zapalony układacz tychże właśnie ma, gdy z radością umiejscawia ostatni element. Wszystko jest tam gdzie być powinno, wszechświat słowa uporządkowany, harmonijna muzyka pitagorejskich sfer w literackim wydaniu. 
Aż dziw bierze, że on i ja używamy tych samych wyrazów, a moje jakoś tak szybciutko bledną. A zresztą… życie nigdy nie było sprawiedliwie, co z pewnością potwierdzi kapitan Horacio Dos, jeśli tylko złapiecie go w strefie helikoidalnej i zdołacie zapytać… 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz