Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 14 listopada 2011

Kuchnia chińska

     Recenzja powieści działa na bardzo prostej zasadzie. Czytasz, sprawdzasz, czy sprawiło Ci to przyjemność, opisujesz wrażenia. Proste? Proste! Z recenzjami książek kucharskich jest inaczej. Tutaj nie czytasz, tutaj przeglądasz. Przeglądasz, oglądasz, wybierasz. I to wcale nie koniec problemów. Musisz jeszcze wyjść do sklepu, kupić odpowiednie produkty, a na koniec uzbroić się w cierpliwość, by krok po kroku wypełniać książkowe polecenia. 
     Tu dodaj, tam zamieszaj, tu podgotuj, tam obierz, tu pokrój, tam podsmaż. No i przede wszystkim czytelnik-wykonawca musi uważać, żeby wszystko zrobić w odpowiednim czasie i z odpowiednią ilością przypraw. 
     Autor książki kucharskiej może chcieć jak najlepiej, zaproponować tam wielokrotnie przestudiowane przepisy, jednak gdy po drugiej stronie książkowego biznesu znajdzie się kucharskie beztalencie, to niestety i najlepszy przepis może spalić na panewce (lub po prostu spalić się tak o!). 
     Zatem do książki kucharskiej trzeba podejść z odrobiną dystansu i autokrytycyzmu (dokładne wartości jednego i drugiego czytelnik może ustalić dopiero w trakcie przygotowywania dania, bo czasem okazuje się, że założony poziom autokrytycyzmu jest stanowczo za niski). Tutaj nie ma znaczenia akcja samej książki, tu znaczenie ma akcja tuż po zaserwowaniu dania. Tutaj nie ma znaczenia wielowymiarowość postaci, tylko wielowymiarowość posiłku. 
     Gdy przyszło mi do praktycznego wykorzystania książki pod tytułem "Z kuchennej półeczki: Kuchnia chińska", wydanej przez wydawnictwo P, nie spodziewałam się zupełnie niczego. Nie jestem wybitnym kucharzem polskim, a co dopiero chińskim. Ale uznałam, że warto pochylić się nad czymś nowym, zwłaszcza, gdy owo "nowe" kosztuje 8 zł. 
     Pewnego pięknego dnia postanowiłam zrobić mężowi obiad, składający się z kilku książkowych pozycji. Wybrałam chińskie frytki, kurczaka w sosie orzechowym i kurczaka w papryce. Wizyta w sklepie nie zepsuła mi humoru, ponieważ udało mi się kupić wszystko w całkiem atrakcyjnej cenie. Gdybym jednak chciała działać dokładnie według przepisu, wydałabym o wiele więcej. I to jest główny mankament owej książeczki. Wybrane składniki są zdecydowanie luksusowe, a co za tym idzie odpowiednio dużo kosztują. Dla wprawionego i doświadczonego kucharza mogą nie być przeszkodą, bo część z nich może on już mieć w swojej kuchni, ale dla takiego amatora, jak ja, kupno butelki oleju sezamowego, tylko po to, aby zużyć pół łyżeczki jest wyjątkowo pozbawione sensu. Nie ma się jednak o co martwić, bo olej sezamowy można zastąpić prażonym sezamem, wino ryżowe można pominąć, a orzechy ziemne przebrać za orzechy nerkowca. 
     Z książki tej przyjemnie się korzysta. Twarda oprawa, śliskie kartki, z których łatwo wytrzeć wszystko, co w kuchni kapie, do tego wyraźne obrazki pokazujące jak każda potrawa powinna wyglądać i przydatne "rady kucharza".
     Efekt końcowy? Zadowolony, obżarty mąż i sterta naczyń do zmywania. I póki to on zmywa, ja mogę testować sterty książek kucharskich.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz