Łączna liczba wyświetleń

sobota, 15 stycznia 2011

Beatrycze i Wergili

Recenzje książek najlepiej pisze się tuż po zakończeniu ich czytania. A jeszcze lepiej, gdy między napisaniem recenzji o książce, a samym jej czytaniem nie ma żadnej innej pozycji, która zakłóciłaby przepływ emocji. Człowiek może się wtedy całkowicie zanurzyć w emocjonalny ocean, który daje książka. Rozważyć akcję, przetrawić bohaterów, przeanalizować zakończenie. To coś jak z graniem na fortepianie. Ostatnie zdanie książki jest dźwiękiem, który po zakończeniu gry musi wybrzmieć pozostawiając po sobie bardzo głęboką i intensywną ciszę.  Dopiero wtedy zdajemy sobie sprawę jaka jest różnica między rzeczywistością książki, a światem, w którym aktualnie przebywamy. Wrażenie doprawdy niesamowite i szczęśliwy ten, który może je przeżyć.
„Beatrycze i Wergili” to najnowsze dzieło kanadyjskiego pisarza Yanna Martela, znanego głównie z powieści „Życie Pi”. Książka została nam zaserwowana przez wydawnictwo Albatros A. Kuryłowicz. 
„Beatrycze i Wergili” to opowieść pozorna, opowieść o niczym, która przeobraża się w poważną książkę o wszystkim. Wrażenie, które pozostawia po sobie kilka ostatnich kartek, poprzedzonych lakonicznym wprowadzeniem, jest zatrważające i warte każdej minuty spędzonej nad tą książką.
Henry jest pisarzem, któremu udało się napisać coś sensownego, ale już drugie literackie podejście jest absolutnie nie do przyjęcia przez wydawców i księgarzy. Powód jest prosty, o Holocauście nie można pisać nie pisząc o nim. Książka mówiąca o Holocauście inaczej, niż wszystkie pozostałe nie ma prawa bytu, a na pewno nie wydana w taki sposób w jaki wyobraził to sobie Henry. Co mu pozostaje? Wyprowadzka i poszukiwanie zagubionego spokoju. Gra w teatrze, pracuje w kafejce, dostaje listy od swoich czytelników. Czyta je, odpisuje na nie, wysyła i tak cały czas. Aż otrzymuje ten jeden konkretny list i postanawia sam dostarczyć odpowiedź.
W tym momencie Yann Martel zaprasza nas na niesamowitą przygodę, w której czasami trudno zorientować się czy książka jest książką, fikcja fikcją ,a rzeczywistość, rzeczywistością. Do świata zwierząt, owoców, milczenia i przenikliwego  wycia. Do świata śmiertelnej powagi i nieokiełznanego śmiechu z niczego.
Język bogaty w swej prostocie, wydłużone opisy, pozornie tylko niepotrzebne i pozornie tylko niezwiązane z fabułą. Literacki majstersztyk i powieściowe rażenie piorunem…

2 komentarze:

  1. Bardzo ładnie napisałaś o czytelniczych emocjach i ostatnim zdaniu.
    Są książki o których mam ochotę napisać natychmiast po zakończeniu lektury, ale są też takie, które muszą trochę odczekać, bo dopiero z perspektywy czasu jestem w stanie zobaczyć w nich więcej.
    Powieść "Beatrycze i Wergili" zapowiada się ciekawie. Czytałam "Życie Pi" i byłam pod wielkim wrażeniem.

    OdpowiedzUsuń
  2. dziękuję za uznanie. Jeżeli chodzi o "życie Pi" to bardzo podobnie rozkłada się tam napięcie. Chociaż są to absolutnie inne opowieści i zupełnie co innego autor w nich chce przekazać, to jednak w podobny sposób działa w nich zaskoczenie. Niepozorny początek i niesamowicie mocny koniec. Polecam "Beatrycze i Wergili" bo czyta się ją szybko, więc, jak pisałam o innej książce, nie traci się zbyt wiele czasu, a dużo zyskuje.

    OdpowiedzUsuń