tym razem proponuję powspominać sobie co nieco. Przy okazji niedawnego sprzątania miałam okazję nie tylko uporządkować książki, które codziennie widzę na moich półkach, ale również i te, które gdzieś tam pochowałam, żeby zrobić miejsce dla nowych i tematycznie bardziej aktualnych. Ale jak powyjmowałam te moje wszystkie dziecięce książeczki, to aż mi się miło na sercu zrobiło. Te wszystkie obrazki, które oglądałam setki tysięcy razy, które uwielbiałam i te, których się bałam. Te niesamowite emocje, obudzone przez tak dobrze znane kształty, kolory i postaci. Niesamowite wrażenie. Można się absolutnie zatracić we wspomnieniach. Na przykład elementarz, z którego uczyłam się czytać. Taki stary, lekko zniszczony i porysowany kredkami jeszcze przez mojego maleńkiego tatę (no dobra, odrobinę też przeze mnie :) ). No i książeczką pod tytułem "Filik", zaczynająca się od wierszyka: "To jest Filik, kotek bury, ma wąsiki i pazury. Dobry jest ten kotek Filik, chce by wszyscy mleczko pili".
Disneyowskie opowiadania bożonarodzeniowe i "Siedem duszków tęczy", bajki Brzechwy wydane w formie ogromnej księgi z kosmicznymi obrazkami. Nie do opisania jest to uczucie wywołane dzięki książkom z czasów dziecinnych. Zgadzacie się ze mną? A może macie jakieś swoje ulubione dziecięce książeczki?
"Siedem duszków tęczy"? Coś mi się kojarzy :) z takiego wczesnego dzieciństwa pamiętam też bajki Brzechwy, "Jak Wojtek został strażakiem" i bajki Jachowicza ze śmiesznymi ilustracjami - karykaturalne postaci o wielkich oczach i wielkich ustach, trochę się tego bałam, zwłaszcza że większość z tych wierszyków mówiła o karach, jakie czekają nieposłuszne i ciekawskie dzieci... Prócz takich klasyków było jeszcze sporo bajek, których tytułów już nie pamiętam, ale gdyby wpadły mi w ręce, poznałabym od razu. I też razem z siostrą znaczyłyśmy wszystkie książeczki swoimi wątpliwej urody malowidłami :)
OdpowiedzUsuń"Siedem duszków tęczy" to książeczka opowiadająca o duszkach w różnych kolorach, które kolejno malują świat. Na koniec ztaje Indygo i dla niego praktycznie nic nie ma do pokolorowania. Jest bardzo smutny, ale na szczęśćie okazuje się, że zostały małe kwiatuszki :)
OdpowiedzUsuńMuminki. Mój tato czytał mojej mamie Muminki jak byłam w brzuszku. Stare wydanie 8 częściowe. W stanie zupełnego rozpadu. Książeczka, której się bałam najbardziej była z serii poczytaj mi mamo o fruwającej krowie. I rzeczywiście był tam taki jeden obrazek tej krowy jak latała. Obiektywnie koszmarny, niby nic a ja dostawałam histerii. Potem bardzo szybko zaczęto mi czytać Nienackiego, Niziurskiego i Chmielewską "Nawiedzony dom" ehh to były chwilę!:))
OdpowiedzUsuńMuminki też miałam, chociaż muszę przyznać, żen ie traktowałam tego jak bajki dla dzieci. W wieku ok. 10 lat czekałam aż będę wystarczająco dorosła, żeby sięgnąć po tę magiczną pozycję. Tajemnicza miała, granatowo-czarno-biała książka z dzieciństwa taty...
OdpowiedzUsuń