Jak to miło, że chociaż ludzie wkoło krzyczą, że książek się nie czyta (i nie ma znaczenia, w tym momencie, jakie to są książki), to mimo wszystko napotykam je praktycznie wszędzie. Bo wyobraźcie sobie, że podczas mojej ostatniej wizyty w markecie elektronicznym natrafiłam na ogromny stół pełen książek. I ku mojemu zdziwieniu nie były to tylko poradniki i książki kucharskie, ale także powieści, wiersze i inne takie.
I proszę, oto dowód:
To teraz pytanie, czy to jest na pewno odpowiednie miejsce na takie rzeczy? Czy kupilibyście tam książkę? Czy raczej podejście jest takie (jakie było moje, gdy na początku zobaczyłam ten zbiór), że muszą być tam książki niechciane, lub po prostu mało wartościowe, takie, których promocja nie jest nastawiona na konkretnego klienta, obojętnie im kto kupi ich książkę, byle tylko kupił. Potem może ją wywalić, ale niech najpierw kupi. Co myślicie?
ah ah! przypominam o dzisiejszej akcji w Gdańsku, o której możecie przeczytać kilka postów niżej.
Czy to jest MM?
OdpowiedzUsuńtak :)
OdpowiedzUsuńCzasem przeglądam książki w takich dziwnych miejscach, ale prawie nigdy nie kupuję, bo 99,9999999999999999999999999999999999999999% dostępnego tam asortymentu mnie nie interesuje. "100 pojazdów policyjnych"? Ludzie.
OdpowiedzUsuńotóż to! "100 potraw z arbuza"...
OdpowiedzUsuń