Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 4 września 2011

czy e-szkoła długo postoi?

przyszedł wrzesień, a wraz z wrześniem refleksje odnośnie szkoły. Bo to zwykle tak bywa, że refleksje pojawiają się jak na zmiany generalnie za późno. Bo kto może zmienić coś, gdy dzieci już są w drodze do szkoły? Nikt, no ale niech już im będzie! Otóż radio, telewizja i papierkowe informacje grzmią o cenach podręczników, artykułów szkolnych i ogólnie o kosztach edukacji. Wpadają wtedy na pomysł wydań e-podręczników. Potem mówią o tym, że nie każdego rodzica będzie stać na czytnik e-booków, potem mówią, że kupią takie na użytek szkoły i będzie w szkole tylko je rozdawać, ale wtedy mówią, że dzieci nie będą miały się z czego uczyć w domu, potem mówią, że czytniki i tak wyjdą taniej niż zakup podręczników w wydaniu papierowym. Dodaj do tego ekologię i masz pełen pakiet. No ale znowuż pojawia się odwieczny problem podziału w klasie i tak Janek będzie miał wypasiony czytnik z odkurzaczem i zmywarką, a Paweł będzie miał jakiś taki słaby, co nawet nie wyświetla hologramów, a Zosia to w ogóle musiała kupić używany i już jest zupełnie gorsza. Tak tak, moi kochani, tak to jest w materialnym świecie. No i na koniec argument moralny, jak dzieci bez książek nauczą się poszanowania dla literatury i tak dalej i tym podobne, argument słuszny, aczkolwiek wydaje mi się, że poszanowania dla literatury mogą nauczyć przede wszystkim rodzice, pokazując dziecku, że telewizor nie jest jedynym wyjściem z wolnego czasu. No dobra, to teraz drugi koniec argumentacji, skoro dzieci będą miały czytniki, laptopy i inne sprzęty komputerowe, to jak nauczą się ładnie pisać? No i to jest argument poważny, nawet jeśli jedna z dziennikarek uznała, że przecież mając pralkę, lub zmywarkę nie oduczyła się prać ręcznie i myć naczyń (argument trafny, ale...), to przecież ona umiała prać i myć wcześniej, miała ku temu wiele okazji, a takie dzieci dopiero uczą się pisać. Przed nimi jeszcze kilka klas wypracowań, aż ich pismo się ostatecznie ukształtuje. Każdy chce, żeby dziecko było lekarzem, ale myślę, że nie każdy chce żeby dziecko jak lekarz pisało.
Wydaje mi się, że dyskusja o e-podręcznikach ma jeden podstawowy mankament. Strony są tu tylko dwie: biała i czarna. Albo wszystko będzie e-bookiem, albo nic. A ja, jako jeden z czołowych działaczy fun clubu Złotego Środka uważam,  że kompromis i wypośrodkowanie mogą dostarczyć nie lada radości i pożytku.
Fakt faktem, że praca na takich podręcznikach dużo zmian wymagałaby od samych nauczycieli, i na pewno nie obeszłoby się bez ofiar, ale wydaje mi się, że warto spróbować, pod warunkiem, że cena naszego eksperymentu nie będzie obciążała rodziców zbyt mocno, a na pewno nie bardziej niż cena podręczników. A o ile wiem, zwykłe podręczniki nigdy nie zwalniały nas z obowiązku posiadania zeszytu, więc i w przypadku e-podręczników nie powinno być większego kłopotu.
Kto ze mną, a kto przeciwko?

2 komentarze:

  1. Tak sobie myślę, że jak nauczyciele po te pięć tysięcy zarabiają, jak grzmią publikatory, to może kupią dzieciom te e-booki? (ja też, jak dostanę te pięć)
    A w ogóle to nic książki nie zastąpi. Jakem książowiec.

    OdpowiedzUsuń
  2. mnie też nie przekonuje całkowite wyeliminowanie książek, ale rozumiem też argumenty drugiej strony. No ale uważam, że można wypracować kompromis, nie trzeba od razu działać radykalnie.

    OdpowiedzUsuń