Łączna liczba wyświetleń

sobota, 8 grudnia 2012

wpływy

Po prostu nie mogę się napatrzeć na te książkowe szaliki. Bardzo chętnie bym je sobie zamówiła. Zresztą kto wie :) Tak czy inaczej od jakiegoś czasu chodzi mi po głowie jeden temat. Otóż w ostatnich latach mieliśmy do czynienia z kilkoma fenomenami książkowymi. Nie chodzi mi tutaj o szczególną wartość literacką tych książek i nawet nie mam zamiaru jej oceniać. Chciałabym skupić się na tym, że z jakiegoś powodu cały świat oszalał na punkcie tych publikacji i z zapartym tchem oczekiwał na dalszy rozwój sytuacji. Książki, a raczej serie, o jakich myślę to "Harry Potter" i "Gra o Tron" (pozwólcie, że wampiry pominę...). Powstało kilka tomów, powstały ekranizacje, a potem jeszcze kilka tomów i kolejne ekranizacje. Z tego co wiem, to Joanne Kathleen Rowling przestała już tworzyć opowieści o czarodziejach, natomiast George R. R. Martin jeszcze pisze i pisze. 
To, co mnie zastanawia, to to, w jaki sposób ci autorzy podchodzą do swoich książek po ich ekranizacji. Czy taka popularność tych powieści sprawia, że proces twórczy zostaje zaburzony i w pewnym sensie muszą reagować na popyt? Może, gdyby nie filmy i seriale, przygody bohaterów jednej i drugiej historii byłyby inne? Może scenarzyści, reżyserzy  producenci zasugerowali pewne rozwiązania, które mają być bardziej kasowe, bardziej medialne i ogólnie bardziej? Nie mieliście takich wątpliwości? Ja obawiam się również tego, że przez wzgląd na dużą popularność pewnych wątków, są one sztucznie przeciągane, sztucznie potęgowane i sztucznie napędzane. "Lubicie ten świat? To macie to i to i to i to i to!". 
Co by się stało, gdyby żył Tolkien? Do ilu tomów przeciągnąłby "Władcę Pierścieni"? Tom 46 'Wnuki"...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz