Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 29 maja 2012

żeby tylko nie przedobrzyć!

ostatnio, podczas wizyty w jednym z urokliwych miejsc Sopotu, o którym poczytać możecie na moim nowym blogu, przeprowadziłam z kolegą całkiem ciekawą rozmowę o wyższości książek, lub innych nośników do czytania opowieści. I tak sobie rozmawialiśmy o zapachu papieru, wadze książki, wadze pamięci komputera, przewracaniu kartek, przesuwanie stron na wyświetlaczu, aż doszliśmy do tematu audiobooków.
Powszechnie wiadomą opinią jest, że nie przepadam za tego rodzaju podaniem literatury. Przede wszystkim dlatego, że nie za bardzo potrafię się skupić, gdy słyszę jakąś historię, a nie patrzę na literki. Książka wysłuchana nie jest książką przeczytaną i może być tylko pewnego rodzaju urozmaiceniem, ale na pewno nie pełnym przyswojeniem książki. Oczywiście wszystko to według mnie. Tak czy inaczej rozmowa zeszła na tory językowe i zastanawialiśmy się jaki język jest odpowiedni do wysłuchania książki- polski, czy angielski (w innych językach nie miałoby to sensu, zwłaszcza, że innych języków nie znam). I wiecie do jakiego wniosku doszliśmy? W sumie nigdy nie zastanawiałam się nad tym, aż do tamtej chwili i rzeczywiście tak jest!
Polscy lektorzy się za bardzo starają. Czytają książki w tak teatralny sposób, który negatywnie wpływa na odbiór historii. Mam wrażenie, że poprzez intonację głosu, przesadnie pauzy i spowolnienia, przesadne akcentowanie, zwyczajnie odbierają nam radość tworzenia danej sytuacji w wyobraźni. Jeśli do tego dochodzi jeszcze podkład muzyczny, lub tandetnie wykonane dźwięki tego, co akurat się w historii dzieje (mowa tutaj o kapaniu wody, stukaniu obcasów, jeździe samochodów, itd.) to już zupełnie dostajemy jakiś dziwnie wybrakowany film, do którego zapomniano dodać wizji.
Wydaje mi się, że lektor nie powinien tutaj uzurpować sobie prawa do bycia także interpretatorem i pozostawić tę przyjemność bezpośrednio czytelnikowi. Starczy, że musimy uporać się z czytelniczą wizją książki, stworzoną przez jej tłumacza (niekoniecznie jest ona taka sama, jak wizja obcojęzycznego autora).
Dodatkowo też, tego rodzaju czytanie, każe mi zastanowić się nad tym, kto jest bohaterem tak podanej książki. Czy jest nim autor, czy jest nim akcja powieści, czy jest nim lektor?
Oczywiście lektor nie powinien czytać książki jednostajnie, to dobrze, gdy potrafi dokładnie się wysłowić, pięknie zaakcentować nasze polskie zawijasy, ale bez przesady! Myślę, że razem z Arystotelesem niech poszuka złotego środka. Na pewno się nie zawiedzie, a już na pewno nie zawiedzie nas- czytelników.


obrazeczek zapożyczyłam ze strony www.ramzelsworld.blogspot.com

4 komentarze:

  1. Ja audiobooków nie cierpię.
    E-booki tak (jako posiadaczka czytnika o dumnej nazwie Kindle nie mam wyboru - muszę je akceptować), ale audiobooki NIE, nie i jeszcze raz nie.

    Nie potrafię się skupić podczas ich słuchania, non stop muszę cofać się, bo po wysłuchaniu rozdziału uświadamiam sobie, że nie mam pojęcia o czym on był.

    Dwa razy próbowałam, i dwa razy z tego mojego słuchania wyszło (brzydko powiedziawszy) wielkie G!

    Pozdrawiam!
    http://my-logorrhea.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Są lektorzy, którzy są profesjonalistami. A ci, którzy się starają "za bardzo" to przeważnie aktorzy poproszeni o czytanie książki.

    OdpowiedzUsuń
  3. Aha, dyskusja o "wyższości" książek nad ebookami - przez takie dyskusje mam wrażenie, że treść się nie liczy, liczy się sposób jej podania. Czy kiedy nie było ebooków, dyskutowaliśmy o tym, co lepsze: mała czcionka, czy duża? Jak ktoś to słusznie spuentował: książka nie służy do wąchania czy ważenia, tylko do czytania.
    A co do audiobooków, to w pełni się zgadzam - trudno to uznać za "czytanie".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie wydaje mi się, żebym teraz postrzegała opozycję ebook-książka, jako opozycję wyższości. Mnie się raczej wydaje, że mamy tutaj różnicę bardziej duchową. Książka wgrana na ebooka nie ma mniejszej wartości intelektualnej. Ma mniejszą wartość materialną i tylko taką mam na myśli. Jesli chodzi o książki jestem tradycjonalistką i lubię patrzeć na ich stosy, przewracać kartki itp. Ale jestem też realistką i wiem, że nie spakuję stosu książek do bagażu podręcznego...

      Usuń