Kiedyś pod wieżę Eiffela trzeba było się udać. Idealnym czasem na to był dzień czwarty. Do najsłynniejszej wieży Francji mieliśmy najdalej, więc uzbroiliśmy się w pełno pomocniczych gadżetów, takich jak mapy, nawigacje, gumy do żucia i napoje, i wyruszyliśmy w drogę... metrem.
Po morderczej wspinaczce na wieżę (nie działały windy), zrobieniu kilku standardowych fotek, postresowaniu się na wysokościach, poprzeciskaniu przez tłum turystów, poszukiwaniu sklepu z jedzonkiem, pomarudzeniem, że nie mieszkamy tu na stałe, uznaliśmy, że nadszedł czas natrawiennikowego śniadanka. Jaki to luksus jeść na trawce z takim widokiem! Pierwsze śniadanie to widok ze wzgórza na którym stoi bazylika Sacre Coeur, drugie śniadanie to uroczy parczek, dokładnie nad kanałem, niedaleko Bastylii, a trzecie śniadanie jemy tutaj. Takie posiłki to ja rozumiem!
Leniwe przedpołudnie, drzemka na Polach Marsowych wprawiły nas w taki błogostan, że ledwo podnieśliśmy się, aby pooglądać sobie Pałac Inwalidów. Łuk Triumfalny zostawiamy sobie na kolejny raz (jak się jednak okazało mogliśmy go podziwiać w całej okazałości jadąc autobusem na lotnisko o trzeciej w nocy).
Droga powrotna do hotelu jest długa i kręta. Postanawiamy odbyć ją pieszo, bo poruszanie się po Paryżu metrem jest marnotrawstwem. Jadąc z punktu A do punktu B pomija się tyle cudownych punktów A i B prim! Nie ma nic piękniejszego i ciekawszego, niż wchodzenie w coraz to liczniejsze uliczki, podglądanie Paryżan w ich codziennych obowiązkach, kopiowanie ich zwyczajów i sposobów relaksu (Ogród Luksemburski!), wtapianie się w tłum.
sami widzicie, że jest na co popatrzeć...
A co słychać w świecie książki?
ponownie wpada mi w oko jedna z witryn
niesamowita ilość gadżetów książkowych, papierowych, listowych, itd. Zresztą w Paryżu miałam też możliwość zobaczenia na żywo książkosztuki:
i tak szliśmy i szliśmy, szliśmy i szliśmy, aż doszliśmy do Luwru. Nie mieliśmy zamiaru ponownie go zwiedzać, bo nie starczyłoby czasu, ale obfotografowaliśmy budki z książkami. Dla naszej i Waszej uciechy:
Paryż pełen jest urokliwych miejsc, interesujących budowli i nietuzinkowych ludzi. Prawdą będzie, jeśli powiem, że turysta musi być bardzo uważny, żeby nie przegapić obrazków, które głęboko zapadają w pamięć. Cała ta różnorodność stylów w architekturze, w sposobie zachowania, w kulturze i socjalizacji jest absolutnie bezcenna. Zresztą gdybyśmy przeszli sobie nad Sekwaną, po moście zakochanych, to tuż koło Sekwany nie zobaczylibyśmy tego:
nie widać tam za wiele, ale uwierzcie mi na słowo, że taki dom na wodzie to na prawdę bajka.
Tego dnia zawitaliśmy również do dzielnicy St-Germain-des-Pres, gdzie stoją jedne z bardziej znanych kawiarni. Przewodnik opisuje to miejsce jako "literackie serce Paryża". I tak zobaczyliśmy Cafe de Flore, Brasserie Lipp oraz Les Deuc Magots. Okazuje się, że w okresie międzywojennym wszyscy liczący się wówczas artyści, pisarze, filozofowie i politycy, regularnie się w nich spotykali (takie rewelacje wyczytałam w przewodniku "Paryż", stworzonym przez Teresę Fisher i Mario Wyn-Jones).
Jesteś w Paryżu! Ale Ci zazdroszczę! Ja byłam tam rok temu, ale tylko 4dni i mam niedosyt!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
nie :) jestem już w Polsce. W Paryżu byłam w marcu. Zresztą podobną ilość dni, bo zaledwie 5, z czego jeden to sam wieczór.
UsuńParyżu, kiedy cię zobaczę?:(
OdpowiedzUsuńAle wyluzowane zwiedzanie! Nie to co bieganie za parasolką przewodnika. Zazdroszczę:)
własnie na takim nam zależało. Wtopienie się w tłum, oglądanie codziennego życia Paryżan, nie tylko tego przy największych zabytkach. Jedzenie tego, co oni, robienie tego, co oni, egzystowanie przez chwilkę jak oni.
Usuń