Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 7 maja 2012

paryskie czytanie, dzień pierwszy

kilka tygodni temu chęć spędzenia kilku magicznych dni zaniosła mnie do Paryża. I właściwie już na tym zdaniu mogłabym zakończyć jakąkolwiek opowieść, bo każdy, nawet ten, który w Paryżu nigdy nie był, wie jakie to miasto jest bajkowe, ciekawe, niebanalne, głośne, porysowane, pomalowane, zagęszczone, nieskończone, ciasne, sprzeczne, malownicze i pełne spalin. Właściwie można powiedzieć, że każdy znajdzie tam coś dla siebie, każdy coś pokocha i coś znienawidzi. 
Tak czy inaczej, postanowiłam poszukać tam literackich śladów wszystkiego i jak zwykle przywieźć Wam książkową historię o kolejnym mieście. Zadanie to okazało się trudne, jeśli nie nawet niewykonalne. Zresztą zobaczycie sami.
Żeby ułatwić i sobie i Wam poruszanie się po fotograficznej "littérature" rozbiłam moją wycieczkę na osobne dni i w tej formie, stopniowo, pokażę Wam co widziały moje oczy.
Jesteście gotowi?

DZIEŃ PIERWSZY
do Paryża zawitaliśmy dopiero koło godziny 17-ej. Szybkie ogarnięcie się w hotelu, przegryzienie pierwszego francuskiego posiłku (oczywiście bagietki) i w drogę na rozpoznawczy spacer. Zabrałam aparat tylko tak o, żeby był, na wszelki wypadek. Nie spodziewałam się, że już tego dnia zrobię tyle fotek! Jednak, gdy zaczęłam pstrykać nie mogłam skończyć. Nie wszystkie zdjęcia wyszły, a te, które mam z pierwszego dnia są dosyć ciemne, ale na pewno oddają klimat, tego, co ma się wydarzyć...



tak na prawdę akcenty książkowe są wszędzie.Nie chcę nawet myśleć o tych wszystkich witrynach, które przegapiłam nieświadoma ich ogromu.


nie chcę myśleć o tych wszystkich tabliczkach, obok których przeszłam obojętnie...



pierwszego dnia okazało się, że najwięcej książkowych obrazków znajdę w Dzielnicy Łacińskiej (Quartier latin), w okolicach Sorbony. W sumie łatwe do przewidzenia. Zresztą właśnie tam, w bezpośrednim sąsiedztwie Panteonu, dzięki zapalonemu światłu, zobaczyłam bardzo ładne wnętrze. Sami popatrzcie:




idźmy dalej, bo wieczorny Paryż ma jeszcze sporo do pokazania.




 (nie mogłam się zdecydować które zdjęcie bardziej mi się podoba)


do witryn warto było podejść, ponieważ wtedy okazywało się, że nie tylko książki przyciągały wzrok, ale i cała masa różnych gadżetów, które albo pisanie ułatwiały, albo zdobiły domowe półki, albo "umagiczniały" to, co wydawać by się mogło, magiczne jest dostatecznie. 


kolejne zdjęcie to z pozoru tylko kraty. Jednak, gdy podeszło się odrobinkę dalej zza krat wyglądały całe tabuny książek. Księgarnia za księgarnią, księgarnię pogania. Naukowa, komiksowa, językowa, zabawowa. I tak z ulicy na ulicę.







hotele również potworzyły dla swoich gości kąciki z literaturą. Kawa, kanapa, książki...



Zresztą jeśli mowa już o kawie, to takie przejawy książkowej fascynacji stanęły nam na drodze:


Piękne jest to, że niekoniecznie trzeba mieć gruby portfel, żeby zaopatrzyć się w literackie skarby. Paryżanie zdecydowanie to doceniają, bo o godzinie 21-ej naszym oczom ukazał się taki obrazek:





szkoda, że nie potrafię czytać po francusku.
Jednak wkrótce okazało się, że i na to znajdziemy lekarstwo, bo ostatnim przystankiem pierwszego paryskiego dnia, była księgarnia angielska, do której jeszcze wrócimy później...




Ot i koniec pierwszego dnia :)

4 komentarze:

  1. Piękne... :) Chciałabym kiedyś pojechać do Paryża, tylko widząc takie ilości księgarni najpierw nauczę się francuskiego :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie nie nie :) za dużo czasu trzeba na francuski. Przyjedź do Paryża, pooglądaj, powdychaj i naciesz się. Nauczysz się francuskiego i wrócisz!

      Usuń
  2. Piękna wycieczka. Czekam na ciąg dalszy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o! jak miło wiedzieć, że ktoś czeka :) :) :) dzięki :) :)

      Usuń