Łączna liczba wyświetleń

piątek, 18 maja 2012

paryskie czytanie, dzień czwarty

Kiedyś pod wieżę Eiffela trzeba było się udać. Idealnym czasem na to był dzień czwarty. Do najsłynniejszej wieży Francji mieliśmy najdalej, więc uzbroiliśmy się w pełno pomocniczych gadżetów, takich jak mapy, nawigacje, gumy do żucia i napoje, i wyruszyliśmy w drogę... metrem.
Po morderczej wspinaczce na wieżę (nie działały windy), zrobieniu kilku standardowych fotek, postresowaniu się na wysokościach, poprzeciskaniu przez tłum turystów, poszukiwaniu sklepu z jedzonkiem, pomarudzeniem, że nie mieszkamy tu na stałe, uznaliśmy, że nadszedł czas natrawiennikowego śniadanka. Jaki to luksus jeść na trawce z takim widokiem! Pierwsze śniadanie to widok ze wzgórza na którym stoi bazylika Sacre Coeur, drugie śniadanie to uroczy parczek, dokładnie nad kanałem, niedaleko Bastylii, a trzecie śniadanie jemy tutaj. Takie posiłki to ja rozumiem! 



Leniwe przedpołudnie, drzemka na Polach Marsowych wprawiły nas w taki błogostan, że ledwo podnieśliśmy się, aby pooglądać sobie Pałac Inwalidów. Łuk Triumfalny zostawiamy sobie na kolejny raz (jak się jednak okazało mogliśmy go podziwiać w całej okazałości jadąc autobusem na lotnisko o trzeciej w nocy). 
Droga powrotna do hotelu jest długa i kręta. Postanawiamy odbyć ją pieszo, bo poruszanie się po Paryżu metrem jest marnotrawstwem. Jadąc z punktu A do punktu B pomija się tyle cudownych punktów A i B prim! Nie ma nic piękniejszego i ciekawszego, niż wchodzenie w coraz to liczniejsze uliczki, podglądanie Paryżan w ich codziennych obowiązkach, kopiowanie ich zwyczajów i sposobów relaksu (Ogród Luksemburski!), wtapianie się w tłum. 






sami widzicie, że jest na co popatrzeć...
A co słychać w świecie książki?




ponownie wpada mi w oko jedna z witryn











niesamowita ilość gadżetów książkowych, papierowych, listowych, itd. Zresztą w Paryżu miałam też możliwość zobaczenia na żywo książkosztuki:



i tak szliśmy i szliśmy, szliśmy i szliśmy, aż doszliśmy do Luwru. Nie mieliśmy zamiaru ponownie go zwiedzać, bo nie starczyłoby czasu, ale obfotografowaliśmy budki z książkami. Dla naszej i Waszej uciechy:













Paryż pełen jest urokliwych miejsc, interesujących budowli i nietuzinkowych ludzi. Prawdą będzie, jeśli powiem, że turysta musi być bardzo uważny, żeby nie przegapić obrazków, które głęboko zapadają w pamięć. Cała ta różnorodność stylów w architekturze, w sposobie zachowania, w kulturze i socjalizacji jest absolutnie bezcenna. Zresztą gdybyśmy przeszli sobie nad Sekwaną, po moście zakochanych, to tuż koło Sekwany nie zobaczylibyśmy tego:


nie widać tam za wiele, ale uwierzcie mi na słowo, że taki dom na wodzie to na prawdę bajka. 
Tego dnia zawitaliśmy również do dzielnicy St-Germain-des-Pres, gdzie stoją jedne z bardziej znanych kawiarni. Przewodnik opisuje to miejsce jako "literackie serce Paryża". I tak zobaczyliśmy Cafe de Flore, Brasserie Lipp oraz Les Deuc Magots. Okazuje się, że w okresie międzywojennym wszyscy liczący się wówczas artyści, pisarze, filozofowie i politycy, regularnie się w nich spotykali (takie rewelacje wyczytałam w przewodniku "Paryż", stworzonym przez Teresę Fisher i Mario Wyn-Jones).






na koniec księgarnia w delikatnym mroku i do zobaczenia ostatniego dnia!



4 komentarze:

  1. Jesteś w Paryżu! Ale Ci zazdroszczę! Ja byłam tam rok temu, ale tylko 4dni i mam niedosyt!
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie :) jestem już w Polsce. W Paryżu byłam w marcu. Zresztą podobną ilość dni, bo zaledwie 5, z czego jeden to sam wieczór.

      Usuń
  2. Paryżu, kiedy cię zobaczę?:(
    Ale wyluzowane zwiedzanie! Nie to co bieganie za parasolką przewodnika. Zazdroszczę:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. własnie na takim nam zależało. Wtopienie się w tłum, oglądanie codziennego życia Paryżan, nie tylko tego przy największych zabytkach. Jedzenie tego, co oni, robienie tego, co oni, egzystowanie przez chwilkę jak oni.

      Usuń