Łączna liczba wyświetleń

środa, 23 maja 2012

a dla pani książki różowe...

post numer trzysta. 
Ale, ale. Dzisiaj w radio, o godzinie czwartej w nocy słychać było rozmowy o książkach. Zresztą oni często o nich rozmawiają, czasem ciekawie, czasem zupełnie bezbarwnie. Dzisiaj rozmowa zaciekawiła mnie o tyle, że temat dosyć niespotykany i w sumie nigdy wcześniej o czymś takim nie słyszałam. 
Sama forma wywiadu z dwoma paniami (zupełnie nie pamiętam ich nazwisk) nie odpowiadała mi wcale, ponieważ panie sprawiały wrażenie osób niekompetentnych, mało obytych i raczej infantylnych, ale nie w tym rzecz.
Redaktor wypytywał swoich gości (lub jak kto woli- "gościolożki") o doradztwo w sprawie wyboru drogi kultury dla siebie. Na czym to ma polegać? Otóż osoba zainteresowana deklaruje ilość godzin, które chce poświęcić na kulturę, następnie określa jakiego rodzaju kulturę chciałaby uprawiać i panie ekspertki (jak kazały siebie nazywać) kierują go w odpowiednią stronę i polecają określone rzeczy.
W owej audycji próbowały pomóc panu, który powiedział, że chciałby więcej czytać. I chociaż rozmowa z nim przypominała bardziej słaby flirt, niż audycję, to jednak po zadaniu kilku pytań panie doszły do wniosku, że w sumie nic konkretnego nie podadzą i poleciły zwyczajnie nowość, która nijak się miała do tego, co interesuje pana. 
Chciałabym pominąć dalsze sprawozdanie z audycji i skupić się na samym doradztwie książkowym. Nie miałam pojęcia, że są osoby, które (lepiej lub gorzej) zajmują się tym zawodowo. Nie spodziewałam się, że są ludzie, którzy mają pieniądze przeznaczone na zapłatę komuś, kto po zainteresowaniach tych pierwszych, dostarczy listę książek, które mogą się spodobać (zresztą mowa była o tym, że na specjalne życzenie klienta mogą również dostarczyć konkretne egzemplarze). Powiem, że idea ta mi się podoba, chociaż niespecjalnie płatna. W pewnym sensie coś takiego dzieje się na blogach. Często recenzje książek, lub spis nowości jest odpowiednio tagowane, przez co czytający wie jak daną książkowe skatalogować. Zawsze może odezwać się do blogera, a on chętnie poleci jakieś ciekawe pozycje. Sama przyznam, że pomoc znajomym w wyborze książek sprawia mi wiele satysfakcji, a już na pewno, gdy to, co im poleciłam się spodoba. 
Czy jednak taka usługa płatna jest na prawdę niezbędna? Moim zdaniem, gdyby to się rozprzestrzeniło i upowszechniło, to mogłoby dojść do takiej sytuacji, że wydawnictwa płaciłyby takiej osobie za polecanie ich książek. Taka praca na procent. Oznaczałoby to jednak brak obiektywizmu i całą ideę szlag by trafił (trudno oczywiście mówić tutaj o obiektywizmie, bo każdy ocenia książki według własnego kryterium, ale powiedzmy, że taka finansowa stymulacja jeszcze bardziej zawężałaby pole manewru). Nie chciałabym siać defetyzmu, ale obawiam się, że właśnie do tego by się to sprowadzało. Zresztą zyskuję pewność, co do fiaska całego przedsięwzięcia po postawie gości studia radiowego. Powiadam Wam, doradztwo książkowe jak najbardziej, tylko może raczej non-profit. Satysfakcja gwarantowana, reklamacji brak...

4 komentarze:

  1. Jakiś czas temu czytałam artykuł właśnie na temat doradztwa książkowego (zastanawiam się, czy o tych samych dwóch paniach) i też się poważnie zastanawiałam komu to i na co potrzebne, bo jeśli ktoś nie ma zielonego pojęcia co czytać, to znaczy, że raczej nawyku czytania nie ma wyrobionego i nie wie też gdzie szukać, a już na pewno nie wie, że są blogi (albo nie ma czasu na ich czytanie). Swoje refleksje spisałam, może wreszcie je opublikuję u siebie. Anyway w bogatych krajach istnieją różnego rodzaju dziwne usługi, tylko że w polskiej rzeczywistości niestety przeważnie dochodzi do różnego rodzaju nadużyć (np. jak z ideą Grouponu) - już przecież teraz są blogi, które funkcjonują na zasadzie polecania książek, otrzymanych z wydawnictw, więc zachodzi tu dokładnie ta sytuacja, o której piszesz. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. masz rację, zdarzają się i takie blogi, dlatego ważne jest też to jaką atmosferę na blogu stwarza bloger i czy ludzie mu ufają (na tyle, na ile można ufać komuś w internecie). Tylko nawet, jeśli bloger poleca książki, które dostaje, to nie ma jeszcze czegoś takiego jak blogi płatne dla odbiorców. A z tego, co usłyszałam w radio, doradztwo książkowe jest płatne. Zatem istnieje możliwość, że zapłacisz za paczkę wydawniczych reklamówek. Na blogu jest takie ryzyko, ale przynajmniej darmowe.

    OdpowiedzUsuń
  3. Im więcej o tym myślę, tym bardziej dziwny wydaje mi się ten pomysł. Kojarzy mi się z bogatymi snobami, którzy chcą przeczytać coś z literatury wysokiej, żeby w razie czego mieć się czym pochwalić w towarzystwie. Tak jak piszesz blogi i portale czytelnicze spełniają tu funkcję darmowego doradcy. Piszę o tym na http://bloxerka.blox.pl/2012/05/Stylista-biblioteczki.html

    OdpowiedzUsuń
  4. rzeczywiście, może to pełnić funkcję takie uzupełnienia do naszego wizytowego wizerunku. Ludzie mówią, że czytanie jest ciekawe i modne, zróbmy to też. Moi znajomi czytają, nie chcę odstawać, też poczytać. Mało mnie to interesuję, ale warto jest mieć o czymś porozmawiać. Tylko, że jeśli to może doprowadzić do tego, że taka osoba zainteresuje się czytaniem, to może jednak warto mimo wszystko? Pytanie tylko, czy na prawdę ma być to płatne i czy mamy na to pieniądze...

    OdpowiedzUsuń