Łączna liczba wyświetleń

piątek, 28 października 2011

opowiadanie o powieści

Zdarzało mi się już kilkukrotnie kupować książki na "chybił trafił". Działało to na zasadzie impulsu. Brałam książkę do ręki i albo mnie wołała, albo mnie odpychała. Polegałam tylko na dwóch zmysłach: dotyku i wzroku. Czasami dodawałam do tego węch, ale na pewno nie polegałam na osądzie intelektualnym. Liczyła się okładka, liczyła się czcionka, liczyła się jakoś kartek, czasami ich zapach. I powiem Wam, że w 90% okazywało się, że wybór nie był najgorszy. Zwykle wydawca postanawia wzbogacić książkę o te wszystkie efektowne, wizualne gadżety, gdy ma przeczucie, że będzie to dobra inwestycja.
No tak, ale czasami zdarzało się, że w ten sposób trafiałam na zbiór opowiadań. W takim przypadku jestem odrobinę rozdarta, ponieważ nie przepadam za tego rodzaju pozycjami. Coś takiego jest w opowiadaniach, że niewygodnie mi się je czyta. A przecież nie mam złych wspomnień. Zbiór opowiadań Pawła Huelle, zbiór opowiadań Yanna Martela, wszystkie one były fantastycznie cudowne i warte każdej spędzonej nad nimi minuty. Mimo wszystko opowiadania mi nie odpowiadają. Wydaje mi się, że jest to głównie sprawa tego, że jestem typem osoby przywiązującej się do bohaterów. W opowiadaniach zanim zdążę kogoś poznać, to już trzeba się z nim rozstawać i poznawać kogoś nowego. Trzeba przyzwyczajać się do zupełnie innego świata przedstawionego, często do innej atmosfery, do innego języka, do innego tonu opowiadania.
Bardziej podchodzą mi obszerne opowieści, wydawane w tomach, niż krótkie historie, wydawane w ramach jednej książki.
Podzielacie moją opinię? A może ktoś spróbuje pokazać mi, że unikając opowiadań wiele tracę?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz