Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 30 maja 2011

kserowanie

Zobaczcie jaki napis znalazłam na jednej z księgarni w Gdańsku. Pomyślałam od razu, że jest to całkiem ciekawy temat na małą dyskusję. Czy kserowanie na prawdę zabija książkę? Czy może pomaga tym, które nie są już wydawane na ponowne rozprzestrzenienie się? Jak to jest? Bo nie kupujemy książek, tylko je kserujemy, więc to troszkę jak kupowanie pirackich płyt, ale z drugiej strony są takie książki (studiując najlepiej można się o tym przekonać), których nie sposób kupić, a często trudno również wypożyczyć.
Co sądzicie? Czy kserowanie zabija książki?

4 komentarze:

  1. Powiem tak, zirytowałabym się gdyby ktoś bez pozwolenia kserował moją książkę. Nie toleruję kserowania literatury pięknej, ale podręczniki to inna sprawa... Studiowałam polonistykę, to wiem, że ogromna część książek była nie do zdobycia, bo nie było wznowień. 1-2 egzemplarze były w bibliotece, często nie do wypożyczenia, tylko w czytelni do skorzystania na miejscu. Więc żadna siłą nie dało rady, aby cały rok zdołał przeczytać książkę na czas. Na studiach kserowanie było koniecznością. Teraz nie kseruję książek. Przecież aby coś skopiować, to trzeba porozginać brzydko książę, nie każde wydanie to przetrwa i rzeczywiście klej czy szwy mogą puścić, nie wspominając o rozgietej na maksa książce, co wygląda strasznie.

    OdpowiedzUsuń
  2. też uważam, że literatura piękna kserowana być nie powinna, ale podręczniki... to już inna bajka. Chociaż one też muszą być w okropny sposób rozgięte. To co pozostaje? Przepisywanie?

    OdpowiedzUsuń
  3. Generalnie jestem przeciwna kserowaniu książek, to jest po prostu zwykła kradzież. Ale z drugiej strony racja- jak studiowałam, do wielu książek nie było dostępu i nawet sami wykładowcy nam przynosili książki do kserowania.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zabija? W pewnym sensie daje jej nowe życie ;) Ale to fakt, że zabija ducha książki - bo gdzie tam luźnemu plikowi skserowanych stron do klimatycznego, nieraz starannie wydanego tomiszcza? O fizycznych krzywdach nie wspomnę... Tylko z podręcznikami jest inaczej. Podręczniki nie mają duszy, nie ma czego zabijać. Nie to, żebym chciała obrazić twórców tego typu książek - przeciwnie, zdaję sobie sprawę z wysiłku, jaki w ich tworzenie trzeba włożyć, ale tu forma nie gra aż takiej roli, ważne, by treść weszła do głów, a jeśli nawet wejdzie z kserówki, nie mam nic przeciwko. Zresztą wiele podręczników szybko się dezaktualizuje, to nie to, co beletrystyka, którą troskliwie rozstawiamy na półkach z myślą o potomnych. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń