Co się stanie, gdy połączysz szaleństwo i półki na książki? Dodasz do tego odrobinkę wiosennej pogody i oto rezultat:
No, to teraz pozostaje tylko poukładać książki :)
Łączna liczba wyświetleń
sobota, 30 kwietnia 2011
piątek, 29 kwietnia 2011
książkoteria
Majówka dla niektórych już rozpoczęta, niektórzy do pracy idą jeszcze jutro, lub wcale nie mają majówki (jak niestety ja), no ale nic to! Czy nad jeziorkiem, czy w pracy, trzeba pięknie wyglądać. Oto kolejne propozycje ksiązkoterii:
www.blog.craftzine.com komiksowe koraliczki. Pomyślcie, moje drogie panie, niebieskie jeansy, biały T-shirt i te cudeńka na ręce.
a teraz czas na wisiorki ze strony www.strapya-world.com
właściwie to można je założyć i jako wisiorek, i jako breloczek. Co prawda dla mnie za bardzo się święcą, ale może Wam się spodobają.
Kolejna propozycja to naszyjniki zdecydowanie bardziej książkowe, niż te powyżej. Nawet mają malutkie karteczki.
No a jak już macie takie cudeńka w domu, to wypada gdzieś je przechowywać. Na blogu shannonkodonnell.blogspot.com znalazłam takie oto rozwiązanie problemu:
No! Sami widzicie, jest w czym wybierać!
www.blog.craftzine.com komiksowe koraliczki. Pomyślcie, moje drogie panie, niebieskie jeansy, biały T-shirt i te cudeńka na ręce.
a teraz czas na wisiorki ze strony www.strapya-world.com
właściwie to można je założyć i jako wisiorek, i jako breloczek. Co prawda dla mnie za bardzo się święcą, ale może Wam się spodobają.
Kolejna propozycja to naszyjniki zdecydowanie bardziej książkowe, niż te powyżej. Nawet mają malutkie karteczki.
No a jak już macie takie cudeńka w domu, to wypada gdzieś je przechowywać. Na blogu shannonkodonnell.blogspot.com znalazłam takie oto rozwiązanie problemu:
No! Sami widzicie, jest w czym wybierać!
wtorek, 26 kwietnia 2011
Jądro życia
Słuchajcie! Zrecenzowałam e-booka. Tak dla próby, tak, żeby zobaczyć, tak o. Wiecie co myslę o takich książkach, bo pisałam o tym wcześniej. Powiem Wam, że raczej podejścia nie zmieniam, dlatego, że nie ma nic piękniejszego, niż ciężar książki. No ale nic to, oto recenzja e-booka o tytule "Jądro życia" autorstwa Hanny Łucji Kowalczyk:
Na pewno nie raz słyszeliście piosenki należące do gatunku POP. Często zbudowane są one z takich samych, powielanych, zużytych i mało wyszukanych frazesów. Podobne wrażenie ma się czytając niektóre wiersze autorstwa Hanny Łucji Kowalczyk z tomiku "Jądro życia".
Zbyt ckliwe, mało wyszukane, zanadto patetyczne, a najgorsze, że mało odkrywcze. Nie mają w sobie nic z błyskotliwej poezji Szymborskiej i ze zgrabnych tworów Mateusza Kurcewicza. "Strumienie Edenu", "fontanna Twoich oczu", "ścieżka życia" oraz "szlak Twojego serca" to zwroty, które odstraszają od wierszy, budując jedynie stereotyp poezji romantycznej. Czytając je mam wrażenie, że brakuje mi huśtawki porośniętej bluszczem i białej, zwiewnej sukni, a na głowie wianka. Tego każdy spodziewa się po wierszach o miłości i tego nie chce znaleźć.
Oczywiście nie jest tak, że są one absolutnie nie do przyjęcia. Na szczególną uwagę zasługują wiersze "Bez liter", "Galeria sztuki" oraz sam początek "Słownych ramion". To one właśnie mają to, czego brakuje innym wierszom z książki. Zgrabne, interesująco dobrane słowa, celnie trafiają w to, o czym chcą opowiedzieć: "zedrzeć ze mnie moje słowne ubranie to sprawić, bym milczała. Milcząc jestem naga". Wiersze te, podobnie jak i inne, są nasiąknięte erotyzmem. Przebija z nich również miłość i radość, co może w pewnym stopniu rekompensować braki opisane na początku. Autorka jest szczęśliwa i chce odrobinę tej szczęśliwości przekazać czytelnikowi. Mamy zatem mężczyznę, mamy kobietę, mamy więź między nimi, mamy obietnicę pamiętania i oddania, mamy radosne połączenie w jedno (motyw pojawiający się w kilku wierszach), mamy radość z bycia razem i pewność wytrwania.
Wiersze te serwują nam dość nietypową podróż, ponieważ tworzą pewnego rodzaju sinusoidę. Autorka używa zwrotów podniosłych, zbyt ciężkich słownie, zbyt lekkich znaczeniowo, a z drugiej strony dodaje wyrazy potoczne, codzienne, można by powiedzieć, że kolokwialne. Nie wiadomo co chce przez to osiągnąć, poza lirycznym bólem głowy. Jednak jeśli ktoś chce poczytać o miłości i na ból głowy nie zważa, zapraszam!
(e-book został przekazany od portalu nakanapie.pl)
sobota, 23 kwietnia 2011
światowy dzień książki
no i nadszedł długo wyczekiwany światowy dzień książki! Cieszycie się? "Światowy Dzień Książki i Praw Autorskich to ustanowione w 1995 roku przez UNESCO doroczne święto mające na celu promocję czytelnictwa, edytorstwa i ochronę własności intelektualnej prawem autorskim", te i inne rewelacje możecie poczytać TUTAJ. I jak przystało na tak ważny dzień w roku, dzieją się przeróżne akcje zachęcające do czytania. I tak w Warszawie wczoraj i dzisiaj po ulicach jeździ 240 autobusów, w których możecie posłuchać 14 książek. A poza tym na facebooku możecie polecić książki, które zostaną wręczone naszemu premierowi. Brzmi interesująco? Zapraszam na profil facebookowy. Jest to akcja zorganizowana przez Histmag, ma ona zwrócić uwagę na to, że dobry polityk to nie tylko taki, który ma super nowoczesne telefony i komputery, ale też taki, który jest oczytany.
Jeśli ktoś z Was zauważył jakieś akcje literacko-książkowe koło siebie to zachęcam do opisywania ich w komentarzach.
Jeśli ktoś z Was zauważył jakieś akcje literacko-książkowe koło siebie to zachęcam do opisywania ich w komentarzach.
piątek, 22 kwietnia 2011
Wesołego Alleluja!
Życzę Wam zaczytanych Świąt Wielkiej Nocy!
Życzę Wam przyjemnych wieczorów z książką w ręku!
Życzę Wam rodzinnej atmosfery nie tylko w familijnych opowiadaniach, ale i w życiu!
Wesołych Świąt!
No i na sam koniec kawałek wiosennego książkotrzymacza.
środa, 20 kwietnia 2011
lektury
kiedy to było! Podstawówka, w przypadku niektórych gimnazjum, liceum, technikum. Za każdym razem, na początku roku na lekcji języka polskiego dostawaliśmy listę z lekturami do przeczytania. Z miesiąca na miesiąc lektury robiły się coraz bardziej grube i trudne. Taka dziwna zależność. I przez cały czas mojej obowiązkowej edukacji zastanawiałam się, czy aby dodanie książki na listę lektur obowiązkowych nie sprawiało, że stawała się ona mniej atrakcyjna? Weźmy na przykład Mickiewicza. Nie wiem, czy sama, z własnej woli, zabrałabym się za czytanie "Pana Tadeusza", ale wiem na pewno, że gdybym nie była pod presją dostania jedynki do dziennika, lektura ta byłaby na pewno o wiele przyjemniejsza i pewnie wspominałabym ją przyjemniej. Teraz na sam dźwięk imienia głównego bohatera staje na baczność i szukam w głowie odpowiedzi na pytanie, czemu nie znam tytułów poszczególnych ksiąg na pamięć. Może gdyby nie zmuszano nas do czytania lektur to zapamiętałabym coś więcej, niż XIII księgę Aleksandra Fredry? A może, gdyby nas nie zmuszano, nie wiedziałabym, że coś takiego istnieje? No właśnie... jak to jest z tymi lekturami?
poniedziałek, 18 kwietnia 2011
kuchnia polska
tak sobie robiłam dzisiaj herbatę i zobaczyłam na kuchennej półce książkę, która była tam od kiedy tylko pamiętam, którą czytałam częściej niż najbardziej ulubioną książkę z ulubionych. I pomyślałam sobie, że to przede wszystkim o niej powinnam napisać na moim blogu. Wiecie co to za książka? Kucharska. W tym przypadku to "Kuchnia polska". Milion razy przekartkowana (przeze mnie, moją mamę, mamę mojej mamy). Pewnie każdy z Was miał, lub ma taką w domu. Przy okazji tej mojej małej refleksji, doszłam do wniosku, że ostatnimi czasy książki o jedzeniu, kucharzeniu, dietach, kulinarnych podróżach jest coraz więcej. Nie tylko chcemy poznać przepisy i przygotować na talerzu smakowite cudeńka, ale chcemy też wiedzieć czemu ta zupa ma akurat takie składniki, gdzie ją wymyślono, kto ją jada, jak ją podać. Jedzenie przestaje być tylko jedzeniem. To już raczej styl życia. Jesteś taki, jedz tak, chcesz być taki, jedz tak. Jeżeli lubisz to, to powinieneś podać zupę tak... Wegetarianie, weganie, frutarianie, biznesmeni, pracujące matki, Włosi, Francuzi, naukowcy, single, żony... Jak myślicie, skąd ta moda? Czy jedzenie przestaje być tylko jedzeniem? Czy pozazdrościliśmy Japończykom ceremoniału picia herbaty i też chcemy "uświęcić" zwykłego schabowego?
sobota, 16 kwietnia 2011
podstawka dla czytelnika
No to teraz patrzcie co dla Was mam. Fenomenalna podstawka dla czytelnika. Projekt Daniela Pouzeta i Freda Frety. No sami popatrzcie, ja jestem zachwycona.
czwartek, 14 kwietnia 2011
książkotrzymacz
na stronie www.designboom.com znalazłam bardzo ciekawy projekt Sebastiana Errazuriza, nazwany "Metamorphosis". Muszę przyznać, że ten książkotrzymacz jest na prawdę imponujący. Taki prawie, że elfi, a jednocześnie nie jest zbyt przekombinowany. Widzicie go u siebie w domu?
wtorek, 12 kwietnia 2011
drzewko za makulaturę
Jak się dzieje to się dzieje. Poniżej znajdziecie post z nowością na dzisiaj, a tutaj zasygnalizuję Wam pewną akcję o której warto pomyśleć, a przede wszystkim wziąć udział.
Na naszymmieście.pl znajduje się artykuł, który dokładnie opisuje co trzeba zrobić, żeby za stare, niechciane, zabierające miejsce i okurzone sterty gazet i innego niepotrzebnego papieru, dostać piękne drzewko.
Papier nie będzie niszczał w piwnicach i na strychach, tylko na pewno się przyda do recyklingu, a w naszym ogródku, albo u przyjaciół lub rodziny, zazieleni się drzewo.
Zdecydowanie polecam tę akcję!
Drzewko za makulaturę!
Na naszymmieście.pl znajduje się artykuł, który dokładnie opisuje co trzeba zrobić, żeby za stare, niechciane, zabierające miejsce i okurzone sterty gazet i innego niepotrzebnego papieru, dostać piękne drzewko.
Papier nie będzie niszczał w piwnicach i na strychach, tylko na pewno się przyda do recyklingu, a w naszym ogródku, albo u przyjaciół lub rodziny, zazieleni się drzewo.
Zdecydowanie polecam tę akcję!
Drzewko za makulaturę!
nowość
Dzisiaj telewizja od rana krzyczała mi o pewnej książce. A, że temat powieści jest dosyć nietypowy i powiedziałabym nawet, że nęcący, to już spieszę, żeby powiedzieć Wam co i jak. Tym razem jest to książka skierowana bardziej do czytelniczek, niż czytelników. Powieść "Last minute", wydana przez wydawnictwo Nowy Świat, opowiada o seksturystyce (możecie poczytać jej fragmenty tutaj). Sami widzicie, że nietypowo. Seksturystki to takie kobiety, które wyjeżdżają w różne egzotyczne miejsca w poszukiwaniu ciekawych doznań cielesnych, erotycznych. Autorka, Sylwia Kubryńska, powiedziała dzisiaj, że czasami bywa tak, że nudne, brzydkie i po prostu nieatrakcyjne kobiety, w pewnych częściach świata stają się boginiami seksu i intensywnie oddziałują na facetów. Autorka mówiła też, że jest to dobra terapia dla kobiet niepewnych siebie i zahukanych przez europejskie społeczeństwo, dla którego liczą się tylko idealne kształty. No cóż... seksturystyka... temat wydaje mi się dosyć kontrowersyjny, a i nawoływanie do wakacyjnego seksu z przygodnymi mężczyznami jest lekko niezdrowe, niehigieniczne i chyba delikatnie amoralne. No ale cóż, różni ludzie, różne potrzeby. Książka zainteresowała mnie o tyle, że chciałabym poznać podejście osób praktykujących tego rodzaju "aktywny" wypoczynek. Zatem drogie panie, może ta książka odmieni kolejny Wasz urlop :)
poniedziałek, 11 kwietnia 2011
kiermaszowo, mniej książkowo (część II)
Czas na obiecane zdjęcia.
Wielkanocny kiermasz w Plamie udał się na prawdę bardzo dobrze!
Teraz tylko zostało nam oczekiwanie do kolejnych świąt i kolejnego kiermaszu.
Atmosfera jak zwykle wesoła i miła. Żyć nie umierać!
Wielkanocny kiermasz w Plamie udał się na prawdę bardzo dobrze!
Teraz tylko zostało nam oczekiwanie do kolejnych świąt i kolejnego kiermaszu.
Atmosfera jak zwykle wesoła i miła. Żyć nie umierać!
niedziela, 10 kwietnia 2011
kiermaszowo, mniej książkowo
Dzisiaj dzień zwariowany, jak mało który. Czemu? Dzień kiermaszu artystycznego. Od rana do wieczora uwijałam się wśród kolorowych świecidełek, biżuterii, ceramiki i miliona innych wiosennych produktów. Dopiero teraz dotarłam do domu i chciałam Wam obiecać, że jutro zamieszczę troszkę fotek z dzisiejszego magicznego dnia. Co prawda mniej książkowo, ale za to równie przyjemnie.
Zamieszczam fotkę wykonaną przez kolegów z klubu artystycznego Plama, jako taką zachętę na jutro!
Zamieszczam fotkę wykonaną przez kolegów z klubu artystycznego Plama, jako taką zachętę na jutro!
piątek, 8 kwietnia 2011
Muzeum niewinności
Orhan Pamuk to ten typ pisarza, który nie tylko przedstawia nam pewną historię, z bohaterami, akcją i przeróżnymi incydentami, ale również pokazuje to, co sam czuje, co sam myśli, co sam przeżywa i co sam uważa. Niezwykłe jest również to, że każda jego książka wydaje się być pisana przez kogoś innego, ponieważ poza niezwykle dużą wrażliwością na otoczenie i emocje, Orhan Pamuk jest też bardzo utalentowanym twórcą.
Nikogo zatem nie zdziwi, gdy powiem, że jedna z jego nowszych książek "Muzeum niewinności" jest pozycją, którą powinno się mieć na swojej półce.
Książka ta, to przede wszystkim opisywanie życia nad Bosforem. Dzień po dniu, miesiąc po miesiącu, rok po roku mija życie wśród platanów i dynamicznych zmian ustrojowych w Turcji. Próba europeizacji, reformy Ataturka i przymus dostosowania się do narastającej globalizacji są tłem dla życia młodego Orhana i jego rodziny.
Struktura książki poprowadzona jest w ciekawy sposób, ponieważ na każdym etapie drogi, bohater kolekcjonuje pewne eksponaty, które w konsekwencji umieszcza w muzeum, które nazywa "Muzeum niewinności". Do książki dodana jest również mapka, pokazująca drogę do muzeum, zatem polski czytelnik nie może być do końca pewnym, czy opisywane wydarzenia to fikcja literacka, czy może realna rzeczywistość. Buduje to aurę tajemniczości, która na tle burzliwej miłości, opisanej w książce, staje się jeszcze bardziej nieodgadniona i nieprzenikniona.
Skomplikowana sytuacja moralna, której świadkiem i bezpośrednim uczestnikiem jest bohater powieści, daje gwarancję, że 740 stron tekstu nie nudzi się. Czytelnik w pewnym momencie przenika do świata Orhana, buduje z nim bliską więź, której nie chce się pozbywać, gdy kończą się stronice.
Delikatność, płynność, a jednocześnie dynamizm i bezpośredniość. Zgrabność, zwięzłość, a jednocześnie bujność opisów i melancholia. Orhan Pamuk jest absolutnym mistrzem zawierania w swoich książkach wielobiegunowości i zaskakiwania czytelnika geniuszem pisarskim. Czy polecam? Bez dwóch zdań!
Nikogo zatem nie zdziwi, gdy powiem, że jedna z jego nowszych książek "Muzeum niewinności" jest pozycją, którą powinno się mieć na swojej półce.
Książka ta, to przede wszystkim opisywanie życia nad Bosforem. Dzień po dniu, miesiąc po miesiącu, rok po roku mija życie wśród platanów i dynamicznych zmian ustrojowych w Turcji. Próba europeizacji, reformy Ataturka i przymus dostosowania się do narastającej globalizacji są tłem dla życia młodego Orhana i jego rodziny.
Struktura książki poprowadzona jest w ciekawy sposób, ponieważ na każdym etapie drogi, bohater kolekcjonuje pewne eksponaty, które w konsekwencji umieszcza w muzeum, które nazywa "Muzeum niewinności". Do książki dodana jest również mapka, pokazująca drogę do muzeum, zatem polski czytelnik nie może być do końca pewnym, czy opisywane wydarzenia to fikcja literacka, czy może realna rzeczywistość. Buduje to aurę tajemniczości, która na tle burzliwej miłości, opisanej w książce, staje się jeszcze bardziej nieodgadniona i nieprzenikniona.
Skomplikowana sytuacja moralna, której świadkiem i bezpośrednim uczestnikiem jest bohater powieści, daje gwarancję, że 740 stron tekstu nie nudzi się. Czytelnik w pewnym momencie przenika do świata Orhana, buduje z nim bliską więź, której nie chce się pozbywać, gdy kończą się stronice.
Delikatność, płynność, a jednocześnie dynamizm i bezpośredniość. Zgrabność, zwięzłość, a jednocześnie bujność opisów i melancholia. Orhan Pamuk jest absolutnym mistrzem zawierania w swoich książkach wielobiegunowości i zaskakiwania czytelnika geniuszem pisarskim. Czy polecam? Bez dwóch zdań!
środa, 6 kwietnia 2011
antykwariatów szał
Rozmawialiśmy już o antykwariatach, nawet pisałam Wam o takim jednym, do którego zdarza mi się zaglądać. Wybrałam się tam znowu i tym razem postanowiłam zrobić zdjęcia, żebyście zobaczyli o czym mówiłam. To jest właśnie antykwariat, który znajduje się niedaleko Ratusza Staromiejskiego (nota bene siedziby Nadbałtyckiego Centrum Kultury, do którego często Was zapraszam na książkowe eventy).
Byłam również w antykwariacie nad Motławą, gdzie pracuje antykwariusz-bajarz, ale niestety było tam za ciemno i nie udało mi się niczego złapać. Postaram się bardziej następnym razem.
W każdym razie widzicie jak nieprzebrane tabuny książek znajdują się w stosunkowo małym pomieszczeniu. Żeby je wszystkie lekko ogarnąć potrzeba koło godziny, a żeby je poprzebierać, to aż boję się pomyśleć ile. Dlatego, żeby nie oszaleć, po prostu czasem tam wpadam z Tomkiem i oglądamy jakąś część księgozbioru. Czasami kupimy, czasami tylko popatrzymy, ale powiem Wam, że każdorazowo wizyta tam wyzwala we mnie książkowy głód. Zresztą trudno się dziwić, prawda?
poniedziałek, 4 kwietnia 2011
nie lubię!
szybkie pytanie, szybka odpowiedź:
najczęściej polecamy sobie książki i mówimy które przeczytać warto. No ale przecież są i takie do których zaglądać nie polecilibyśmy najgorszemu wrogowi. I ja teraz Was pytam jakie to książki?
najczęściej polecamy sobie książki i mówimy które przeczytać warto. No ale przecież są i takie do których zaglądać nie polecilibyśmy najgorszemu wrogowi. I ja teraz Was pytam jakie to książki?
sobota, 2 kwietnia 2011
DMT, molekuła duszy
Po pierwsze chciałam Wam radośnie oznajmić, że właśnie zaczyna się piąty miesiąc prowadzenia przeze mnie książkowego bloga. Bardzo się ciesze, że mnie tu odwiedzacie i komentujecie moje subiektywne wynurzenia. No to tyle kwietniowych podziękowań, przejdźmy do kwietniowych lektur.Na początek proponuję książkę Ricka Strassmana "DMT molekuła duszy". I chociaż tytuł oraz blurb są nieco zniechęcające, to może jednak warto do niej sięgnąć? Sami zobaczcie!
Przed sobą mam książkę wydaną przez wydawnictwo Illuminatio. Blurb informuje mnie, że to, co w niej znajdę, to opis badania dotyczącego wpływu psychodelika (jednego z najpotężniejszych, jakie znamy) DMT. Kilka zdań dalej blur wspomina coś o duszy, spotkaniach z "obcymi", przeżyć z pogranicza życia i śmierci. Pierwsze moje odczucia, były takie, że przyszło mi czytać jakiś pseudo naukowo- filozoficzny bełkot. I chociaż wiem, że nie należy uprzedzać się do książki zanim nie zacznie się jej czytać, to jednak zrobiłam to! Zniechęciłam się.
Jakże wielkie było moje zdziwienie, gdy pokonując niechęć, przebrnęłam przez kilka pierwszych stron. Doktor Rock Strassman, autor i szef badań nad DMT, w swojej książce opisuje wszystko, co bezpośrednio i pośrednio z nimi związane. Można zatem znaleźć ciąg wydarzeń, które doprowadziły go do decyzji o podjęciu tych badań. Można również poznać ścieżkę prawną, którą musiał pokonać on i jego współpracownicy zanim zabrali się do przeprowadzania badań. Wreszcie poznajemy przebieg samego badania zaprezentowany na statystycznym uczestniku, a na sam koniec wkraczamy w niezmierzony świat przeżyć ludzi, którzy wyruszyli na spotkanie z efektami DMT.
Z książki można dowiedzieć się, jak mało naukowców zajmuje się badaniami nad substancjami psychodelicznymi (grupa substancji psychoaktywnych wywołujących zmiany percepcji, świadomości, sposobu myślenia oraz sposobu odczuwania emocji) oraz jak wiele kontrowersji wywołuje sama chęć przeprowadzenia nowych badań.
Rick Strassman, poprzez swoje badanie, chce wykazać, że DMT jest związane z przeżywaniem przez człowieka uniesień religijnych, doświadczenia narodzin i śmierci, osiągnięcia najwyższych stanów medytacyjnych oraz seksualnej transcendencji. Jego badanie ma udowodnić, że dzięki DMT człowiek jest w stanie wniknąć w głąb siebie i odkryć własną duszę. Oczywiście tego rodzaju badanie, w środowisku naukowym, jest kontrowersyjne. Wynika to z podejścia naukowców do pojęcia duszy i wszystkiego tego, czego nie daje się zbadać, udowodnić, czy zwyczajnie dotknąć. Ten dualizm jest szczególnie interesujący. Z jednej strony naukowiec i pragmatyk, z drugiej osoba wierząca w istnienie duszy i wyższe siły.
Co dodatkowo przemawia za tą książką to swobodny język, którym posługuje się Rick Strassman. Chociaż mówi on o bardzo trudnych, naukowych mechanizmach, używa skomplikowanych terminów i opisuje wielofazowe relacje, to jednak robi to w taki sposób, że laik (którym jestem ja) jest w stanie wszystko zrozumieć i podążać za całością opisu badawczego. W książce tej również znajdziemy odrobinę humoru, zwłaszcza w momencie opisywania walki z urzędnikami. I chociaż pozycja ta nie jest opowieścią, to sprawia takie wrażenie, gdy się ją czyta. Muszę przyznać, że nie spodziewałam się tego po naukowej książce.
Kto by się spodziewał, że potrzeba zaledwie dwóch tygodni i tej książki, żeby stać się ekspertem w dziedzinie DMT. Zdecydowanie polecam!
(Książka została przekazana od portalu nakanapie.pl)
Przed sobą mam książkę wydaną przez wydawnictwo Illuminatio. Blurb informuje mnie, że to, co w niej znajdę, to opis badania dotyczącego wpływu psychodelika (jednego z najpotężniejszych, jakie znamy) DMT. Kilka zdań dalej blur wspomina coś o duszy, spotkaniach z "obcymi", przeżyć z pogranicza życia i śmierci. Pierwsze moje odczucia, były takie, że przyszło mi czytać jakiś pseudo naukowo- filozoficzny bełkot. I chociaż wiem, że nie należy uprzedzać się do książki zanim nie zacznie się jej czytać, to jednak zrobiłam to! Zniechęciłam się.
Jakże wielkie było moje zdziwienie, gdy pokonując niechęć, przebrnęłam przez kilka pierwszych stron. Doktor Rock Strassman, autor i szef badań nad DMT, w swojej książce opisuje wszystko, co bezpośrednio i pośrednio z nimi związane. Można zatem znaleźć ciąg wydarzeń, które doprowadziły go do decyzji o podjęciu tych badań. Można również poznać ścieżkę prawną, którą musiał pokonać on i jego współpracownicy zanim zabrali się do przeprowadzania badań. Wreszcie poznajemy przebieg samego badania zaprezentowany na statystycznym uczestniku, a na sam koniec wkraczamy w niezmierzony świat przeżyć ludzi, którzy wyruszyli na spotkanie z efektami DMT.
Z książki można dowiedzieć się, jak mało naukowców zajmuje się badaniami nad substancjami psychodelicznymi (grupa substancji psychoaktywnych wywołujących zmiany percepcji, świadomości, sposobu myślenia oraz sposobu odczuwania emocji) oraz jak wiele kontrowersji wywołuje sama chęć przeprowadzenia nowych badań.
Rick Strassman, poprzez swoje badanie, chce wykazać, że DMT jest związane z przeżywaniem przez człowieka uniesień religijnych, doświadczenia narodzin i śmierci, osiągnięcia najwyższych stanów medytacyjnych oraz seksualnej transcendencji. Jego badanie ma udowodnić, że dzięki DMT człowiek jest w stanie wniknąć w głąb siebie i odkryć własną duszę. Oczywiście tego rodzaju badanie, w środowisku naukowym, jest kontrowersyjne. Wynika to z podejścia naukowców do pojęcia duszy i wszystkiego tego, czego nie daje się zbadać, udowodnić, czy zwyczajnie dotknąć. Ten dualizm jest szczególnie interesujący. Z jednej strony naukowiec i pragmatyk, z drugiej osoba wierząca w istnienie duszy i wyższe siły.
Co dodatkowo przemawia za tą książką to swobodny język, którym posługuje się Rick Strassman. Chociaż mówi on o bardzo trudnych, naukowych mechanizmach, używa skomplikowanych terminów i opisuje wielofazowe relacje, to jednak robi to w taki sposób, że laik (którym jestem ja) jest w stanie wszystko zrozumieć i podążać za całością opisu badawczego. W książce tej również znajdziemy odrobinę humoru, zwłaszcza w momencie opisywania walki z urzędnikami. I chociaż pozycja ta nie jest opowieścią, to sprawia takie wrażenie, gdy się ją czyta. Muszę przyznać, że nie spodziewałam się tego po naukowej książce.
Kto by się spodziewał, że potrzeba zaledwie dwóch tygodni i tej książki, żeby stać się ekspertem w dziedzinie DMT. Zdecydowanie polecam!
(Książka została przekazana od portalu nakanapie.pl)
Subskrybuj:
Posty (Atom)