jestem właśnie w trakcie przygotowywania dla Was kolejnej porcji miejskiego czytania. Nie zdradzę jeszcze gdzie jestem, ale fotki powolutku powstają. Mogę Wam na razie zdradzić tyle, że jednym ze sfotografowanych przeze mnie miejsc jest kiermasz książek. I właśnie o takich kiermaszach chciałam z Wami porozmawiać. Na swojej drodze spotkałam ich już wiele. Są w prawie każdym większym i mniejszym mieście. Prawie zawsze znajdują się w namiotach, czasami w ogromnych, nieużywanych przez nikogo halach. Prawie zawsze ich tymczasowość to tylko mit. Za niskie kwoty chcą nam wcisnąć głównie propozycje dla dzieci, książki kucharskie, poradniki, i innego rodzaju literaturę, która ma odmienić o 180 stopni nasze życie. Dodajcie do tego jeszcze książki nieznanych autorów, mało znanych wydawnictw i oto powstaje rysunek kiermaszu książkowego. Oczywiście nie wszystkie kiermasze są takie. Mowa tutaj głównie o tych, które reklamują się, że są najtańsze, i że mają wszystko. Wszystko Najtańsze. Kto ma wszystko, ten nie ma niczego. Zresztą czy kwota na prawdę jest wyznacznikiem tego, co mamy lubić oraz tego co nie? Weźmy na przykład nową komedię Woody'ego Allena "O północy w Paryżu", nie wiem jak w Waszych miastach, ale w moim reklamują ją jako najbardziej kasową komedię tegoż reżysera. A ja pytam, jak ma przekonać mnie do pójścia do kina fakt, że film ten zarobił dużo pieniędzy? Przecież ludzie poszli do kina dla samego twórcy, zapłacili za bilet, film zarobił. Dopiero po obejrzeniu mogło się okazać, że to gniot, ale to dopiero po wydaniu pieniędzy. Argument o ilości gotówki, że dużo zarobił, lub, że tanio sprzeda, nie powinien mieć kluczowego znaczenia. Tanio nie znaczy dobrze, a dobrze nie znaczy dużo.
Zapraszam Was na kiermasz, tylko u nas najlepsze powieści, najwartościowsze historie, najestetyczniejsze wydawnictwa. Nie zawsze tanio, ale zawsze jakościowo.
Pytanie tylko na czym komu zależy...
ja więc czekam na reportaż fotograficzny :-)
OdpowiedzUsuń