mamy za sobą rozważania na temat pożyczania komuś książek. Wiemy, że bywa i tak, że znikają w czeluściach nie naszych książkotrzymaczy i nigdy do nas nie wracają. Często nawet zauważamy je na półkach swoich znajomych, ale po długim czasie separacji nie jesteśmy w stanie udowodnić, że te cudowności i piękności są nasze i tylko nasze. Podpisywanie książek nigdy do mnie nie przemawiało. Imię i nazwisko wypisane na tylej stronie, lub na jakiekolwiek inne wydaje mi się po prostu za mało książkowe i ciekawe. Wydaje mi się, że oznakowanie książki powinno chociaż odrobinę wtapiać się w jej całość, a długopis, lub nawet pióro nie ma takich właściwości (wyjątek stanowią dedykacje napisane zamaszystym ruchem dłoni).
Widziałam kiedyś zrobioną na zamówienie pieczątkę (nie taką jak u lekarza, tylko taką mosiężną, z tuszem i całym tym starodawnym blichtrem), która miała na sobie wymyślony przez czytelnika herb, mający za zadanie znakowanie książki. Dzięki temu wiadomo: bo te książki są moje i już!
Ciekawe, czy nieciekawe? Co myślicie, jak znakować książki? Bo wydaje mi się, że rozgrzane żelazo odpada...
taki mały przykład ze strony www.apartmenttherapy.com
a ja bym kupiła chętnie takie ustrojstwo jak wyżej na zdjęciu. Jak to się nazywa?
OdpowiedzUsuńMiałam kiedyś własny exlibris w formie pieczątki, dostałam od przyjaciół na urodziny. Ale podczas przeprowadzek mi się zapodział i żal mi strasznie.
Chętnie kupiłabym takie ustrojstwo jak na zdjęciu wyżej, jak to się nazywa?
OdpowiedzUsuńMiałam kiedyś ex libris, dostałam od znajomych w formie pieczątki. Zapodział się w trakcie przeprowadzki ostatniej. Szkoda
ja to znalazłam jako book stamp. Tutaj są jakieś do wysyłki http://www.returnaddress.biz/store/tags/essentials/ ale polskiej strony nie znalazłam
OdpowiedzUsuńMój tata miał w młodości swój ex libris, różę i jego (nasze) nazwisko, odbijane we fioletowym tuszu.
OdpowiedzUsuńA potem zgubił pieczątkę. :/
W związku z czym, pieczętuję książki moją japońską piecząteczką, na czerwono ;)
A w ogóle - pozdrawiam :)