Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 3 lipca 2012

Prawda


     Do recenzji tej książki zabierałam się stosunkowo długo. Jest to o tyle dziwne, że recenzja takich książek jest oczywista. I może właśnie dlatego mam z tym taki problem. Bo co za sztuka napisać "książka jest wyśmienita". Żaden czytelnik nie zadowoli się takim osamotnionym zdaniem. I nawet, jeśli dodam, że "zdecydowanie polecam jej przeczytanie", to kto uwierzy mi na słowo? Oczywiście może pomóc fakt, że książkę tę napisał Terry Pratchett. Wtedy ktoś powie "no tak, jakość sama w sobie", ale dla tych, którzy nie wiedzą kto zacz, dalej nie ma wystarczających argumentów.
   Mogę więc spróbować dodać, że "niesamowita lekkość języka, który przybrał intensywny kolor sarkazmu, jest powalająca", tylko czy aby na pewno posunie nas to dalej w napisaniu recenzji? Próba kolejna, która przybiera taką postać: "świat przedstawiony składa się z wielu zakrętów, a za każdym z nich jest dwuetapowe skrzyżowanie z ruchem wahadłowym". Niby metafora łatwa do złapania, że fabuła zawiła, że zaskakująca, jednak może nie jest to wystarczający argument dla czytelnika.
   A gdyby tak dodać coś o postaciach? Gdyby napisać, że są zbudowane i dopracowane w każdym szczególe i tworzą kompletną całość? Tylko, że dla wymagających to może być nadal za mało.
  O, wiem! Sama fabuła! William zajmuje się pisaniem (co w Ankh Morpork jest sztuką niezwykle rzadką) cotygodniowych listów z nowinami do ludzi, którzy są w stanie za nie zapłacić. Przez przypadek przeradza się to w regularną gazetę, która zaczyna interesować wszystkich, łącznie z Nową Firmą, która niekoniecznie ma dobre zamiary. Nie tylko względem Williama i Patrycjusza, ale i względem całego świata. Zatem w "Azecie" mieszkańcy znajdą nie tylko opis zabawnych warzyw w kształcie… hmm… delikatnie mówiąc wulgarnym, ale i mrożących krew w żyłach codziennych wydarzeń. Lepiej dla Williama, żeby ich bohaterowie nigdy "Azety" nie przeczytali.
  Tylko sami widzicie, z fabułą nigdy nie wygrasz, bo nie możesz zdradzić całego jej przebiegu. Zatem znowu jestem w punkcie wyjścia. Nie wiem jak zabrać się do recenzji. Na pewno nic tu nie pomoże dodanie, że czcionka ma odpowiednią wielkość, że obrazek na okładce jest ilustrowaną wizytówką atmosfery panującej w książce, że czytając ostatnie zdanie zalewasz się łzami śmiechu i żalu i koniecznie chcesz kupić kolejną opowieść ze Świata Dysku.
  Nic, nic, nic. Nie wiem jak napisać recenzję książki "Prawda" Terrego Pratchetta. Chyba odłożę ją na później...



a i na koniec napisze Wam, że fotka ta powstała podczas podróży do Paryża. Oczywiście w samolocie, także książka też ze mną podróżowała. 

2 komentarze:

  1. Bardzo, bardzo mi się podoba Twoja recenzja! Jest świetna:) Pratchetta próbowałam kiedyś czytać, ale jakoś w to nie weszłam, owszem ubawiłam się po pachy i dobrze mi się książkę czytało, ale po więcej nie mam ochoty sięgać:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jak ja lubię, jak komuś się podoba recenzja. To tak pięknie łechta moją próżność :) Dziękuję! Pratcheta trzeba dawkować. Nigdy nie czytam dwóch pod rząd, żeby się nie przejeść. Ale wracam zawsze z radością! Dobrze, że pisarzem płodnym jest.

      Usuń