Łączna liczba wyświetleń

środa, 15 lutego 2012

tuż za okładką

to, że książki są w każdym domu, to wiadomo. Nawet, gdy jest ich niewiele, to jednak są. Zwykle ułożone są w taki sposób, żeby widać było ich wierzch, a nie stosik zapisanych stronic. Od razu wiadomo jaki książka ma tytuł, kto ją napisał, a dodatkowo nie kurzy się zbytnio. Jednak takie ułożenie ma też swoją stronę tajemniczą. Dlaczego? Pomijam książki, których nie znamy, bo ich nie czytaliśmy jeszcze. Skupić się chce przede wszystkim na tych pozycjach, które już kiedyś zostały przez nas poznane. A to za sprawą przeczytania, a to za sprawą opowiedzenia, a to za sprawą przejrzenia, tudzież przekartkowania. 
Wierzch takiej książki jest nam znajomy, wiemy, co znajduje się w środku. Czy jednak zdarza Wam się odczuwać pewien niepokój, gdy widzicie te książkowe wierzchy? Czy zdarza Wam się patrzeć na nie nie tylko, jako na książki, ale również jako na zaproszenie do pewnej przygody, może do zabawy, może do przyjemności, a może do czegoś nieprzyjemnego, czegoś złowrogiego? Przecież za okładką Lovecrafta czyha niebezpieczeństwo, za okładką Markiza de Sade czyha zgorszenie, za okładką Grossa czyha smutek i ogromna rozpacz. Ilekroć mijam półkę na książki, na której stoi "Beatrycze i Wergili" mam wrażenie, że ta książka mnie woła, że chce, żebym jeszcze raz przeczytała jej druzgocący koniec. A ja nie chcę! A ja się boję! 
Czy więc te książkowe okładki nie są zapowiedzią? Streszczeniem i nawoływaniem? Weź mnie, ściągnij z półki, przeczytaj mnie jeszcze raz, dobrze wiesz co chcę ci powiedzieć, nie bój się, zaryzykuj!
Książki bywają przerażające...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz