Łączna liczba wyświetleń

środa, 4 stycznia 2012

jedną nogą w fikcji...

powinnam już spać, bo idę do pracy na 4-tą rano i koniecznie nie mogę się spóźnić, ale dzisiaj do mojej głowy zapukało kilka pomysłów i myśli. Nie mogę zasnąć ze świadomością, że jutro mogę nie złapać tego nastroju, w jakim jestem dzisiaj, teraz. Dlatego właśnie muszę napisać to dzisiaj.
Niedawno wyszłam z kina. Oglądałam "Dziennik zakrapiany rumem" (nie chcę rozmawiać o tym, jak bardzo irytująca jest taka barbarzyńska zmiana tytułu). Nie będę pisała Wam o tym czy film był dobry, czy nie, czy Johny Depp był cudowny czy nie. Nie znam się na filmach i pewnie nigdy nie będę.
Ale jazda do domu utwierdziła mnie w przekonaniu o wielkim wpływie nastroju filmowego na samopoczucie chwilkę po seansie. Wychodząc z kina, dopijając herbatę po skończonej emisji filmu w domu, wyłączając komputer po obejrzeniu, człowiek jest w transie. W pewnym sensie czuje się tak, jakby był gdzieś tam w kącie dziejącej się akcji. Przez chwilkę czujemy się jak zakochana dziewczyna, zdradzony mąż, mafiozo, dziennikarz, morderca, lub ktokolwiek występuje w jakimkolwiek filmie.
Gdy kobieta jest ciemiężona na ekranie, biada mężowi, który napatoczy się kobiecie widzowi. Gdy na filmie bohater jeździ wypasionymi furami z zawrotną prędkością, biada mi, która siedzi na fotelu pasażera, a za kółkiem mąż w transie (już mniej więcej wiecie, jak wyglądał mój powrót do domu).
Przez chwilę przenosimy się w czasie i przestrzeni, a także osobowości. Doprawdy niewiarygodne.
I teraz przejdźmy do sedna sprawy. Czy książki też tak potrafią?
Owszem, zdarzało mi się czuć sympatię, współczucie i całą gamę innych emocji i odczuć do bohaterów powieści, ale czy kiedykolwiek czułam, jakbym była w ich skórze? Nie wydaje mi się. Czy na prawdę potrzeba zmysłu wzroku, żeby tak głęboko zatopić się w historii?
Czy może to raczej magia wielkiego ekranu i zaciemnionej sali? Powiedziałabym, że raczej nie, bo w domu możemy doznać tego samego. Czyżby nasza wyobraźnia była za słaba? Czy może w tym jednym książki muszą ustąpić miejsca filmowi?
Trudno mi odpowiedzieć na te pytania. Jak zwykle to bywa z problemami, pozostanie tylko echo znaku zapytania i przedarty bilet z kina.

2 komentarze:

  1. A mnie książki potrafią tak poruszyć, że czuję się jakbym to ja przeżywała. Nawet po odłożeniu ksiązki jeszcze jakiś czas mam tą książkę w sobie, czuję ją. Nie wszystkie oczywiście. Ale nie uważam, że do tego by zżyć się z bohaterem potrzebny jest zmysł wzroku.

    OdpowiedzUsuń
  2. tu nie chodzi o zżycie, do tego starczy sama wyobraźnia. Tu chodzi o uczucie, że jest się tym bohaterem.

    OdpowiedzUsuń