Łączna liczba wyświetleń

piątek, 19 października 2012

to czytasz, czy piszesz?

Mogłabym zacząć ten post od napisania stwierdzenia, że książki są skarbnicą wiedzy, ale po pierwsze każdy to wie, a po drugie brzmi to zbyt patetycznie. Wolimy unikać takich wielkich słów i kupić się po prostu na czytaniu. Tylko fakt pozostaje faktem, a ilość książek jest nieskończona, więc bardzo często umyka nam coś cennego. Warto by więc było w jakiś sposób zaznaczyć to, co nas poruszyło, albo co uznaliśmy za interesujące. Swego czasu robiłam to głównie za pomocą ołówka (nie wyobrażam sobie pisania długopisem po książkach, ani tym bardziej zakreślaczem). Podkreślałam ważne zdania, lub takie, których nie do końca zrozumiałam. Na marginesie zapisywałam swoje przemyślenia, wątpliwości lub po prostu spostrzeżenia. Miało to swoje dobre strony, bo gdy książkę komuś pożyczałam to mógł on spróbować wejść ze mną w polemikę (kilka razy to się stało), lub dopisać coś swojego w innym miejscu i w ten sposób powstawał szereg komentarzy, który poszerzał horyzont czytelniczy danej książki. Jedna z moich nauczycielek w podstawówce nazwała to aktywnym czytaniem. Minusem tej metody jest to, że mimo wszystko trudno całkowicie usunąć ołówek i zakreślone zdania brzydko wyglądają (pomijam zapiski na marginesie). 
Można też skorzystać ze sposobu, który ostatnio zaczęłam praktykować, a mianowicie pisanie na samoprzylepnych karteczkach i wklejanie ich na okładkę książki. Nic się z nią nie dzieje, nie niszczy się i w razie konieczności jest gotowa na nowego właściciela. Jednak istnieje ryzyko, ze taka karteczka się odczepi i zgubi... a wtedy to już niestety nic nie poradzimy.
Trzecim sposobem, który najdłużej stosuję i wydaje mi się najsensowniejszy, jest założenie zeszytu, w którym wszystko zapisuje. Każda książka dostaje swoją oddzielną stronę (albo i dwie, w zależności od ilości notatek). Zeszyt staram się mieć gdzieś niedaleko półek z książkami, żebym mogła w każdej chwili po niego sięgnąć. Gdy jednak jestem na mieści i nie mam go ze sobą, to zapisuję notatki w kalendarzu, albo w telefonie i potem przepisuję je w domu. 
Wydaje mi się, że książki mają nam tak dużo do przekazania, że warto czasami zachować drobny wycinek, który może przypomnieć nam cały tok rozumowania, albo pewien fragment, na którego zapamiętaniu nam zależało. Może też lektura, którą akurat czytamy, zawiera w sobie sentencję, która idealnie pasuje do naszego stanu emocjonalnego, lub może jest tak śmieszna, że koniecznie musimy puścić ją w obieg? Grunt, żeby mieć gdzie to zapisać! Macie na to jakieś sposoby?

2 komentarze:

  1. Zaznaczam zakładkami indeksującymi fragmenty, które mnie w jakiś sposób zatrzymały. A potem wrażenia spisuję do zeszytu.

    OdpowiedzUsuń