Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 28 czerwca 2012

e-booku, tyle z tobą problemu!

Po raz kolejny moje myśli i przekonania staczają między sobą zaciętą walkę. Po raz kolejny przyzwyczajenie mówi jedno, teoria drugie, tradycja trzecie, a praktyczna strona mówi czwarte. Żadne z nich nie chce się ze sobą zgodzić i żadne nie chce iść na kompromis. Chcę wszystko, jednocześnie nie chcąc niczego. Chcę być wysoka i niska, gruba i chuda, chcę być tu i tu nie być. Książkowa paranoja i literacki dylemat. 
Okazuje się bowiem, że takie czytniki książek, którym początkowo byłam zupełnie przeciwna nie są tak na prawdę zupełnie i na wskroś złe. Obliczając powierzchnię kurzu zdecydowanie wygrywają z półkami zapełnionymi książkami. Dla alergika, którym jestem, jest to niezwykle ważny atut i powód do poważnego podejścia do sprawy. Obliczając również powierzchnię, jaką zajmuje stos książek w torbie, przeciwstawiając ją powierzchni czytnika, również prowadzenie trzeba przyznać temu drugiemu (niedawno zapytani w ankiecie co wolicie, czy stos książek w podróży, czy urządzenie w podróży, uznaliście, że mimo wszystko na stos książek patrzycie bardziej przychylnie). Minusem czytników były kiedyś nieprzyjemne i męczące oczy wyświetlacze. Teraz to się jednak zmieniło i trudno czasami odróżnić kawałek strony wyświetlonej z kawałkiem otwartej książki. Do tego dodajcie te wszystkie czytnikowe gadżety, typu zakładki, notatki bez ołówka (który wiecznie gubi się w czeluściach mojej torby), słownik co trudniejszych wyrazów i inne wizualne zawijasy i ozdobniki. E-ornamenty. 
Dodaliście wszystko? To teraz zacznijmy odejmować...
Czytnik to nie książka! Tyle mam do powiedzenia. Zdecydowanie łatwiej wydaje mi się 39 złotych na ważącą troszkę książkę, którą mogę dotknąć, powąchać, poprzewracać kartki, troszkę zniszczyć (przecież dobrze wiem, że każdy odrobinkę bardziej woli książki lekko sfatygowane), niż 19 złotych na odrobinę zajętego miejsca na dysku, które łatwo, zupełnie przez przypadek, można usunąć. O wiele ładniej wygląda twarda oprawa na półce, niż czytnik w futerale. Jestem więźniem pewnego rodzaju literackiej estetyki, jestem więźniem tradycyjnego podejścia do czytelnictwa, jednak takie materialne ograniczenie jest mi całkiem przyjemne. Odgłos świeżo otwieranej, szytej książki, faktura papieru. Trele morele, szmery bajery, a jednak coś w tym jest. To taka walka między pustym regałem, a regałem zapełnionym. 
Może i jestem niedzisiejsza, może i jestem przesadnie melancholijna, ale suszone liście, plamy po jedzeniu, które zrobiłam ja, lub ktoś zupełnie inny, wyblakły ołówek, notatki babci, dedykacja dla taty. Gdzie się pisze dedykacje na e-bookach?
A mimo to czytnik mnie woła. Mówi: "Kup mnie! Nie kosztuję dużo! Jestem lekki! Zmieszczę się do torebki! Będziesz miała mnóstwo książek naraz! Kup mnie!". 
Wiecie co mu powiem? "Dobra koleś! Kupię! Tylko uważaj na baterie!".

4 komentarze:

  1. Jadę na wakacje. Jakże cieszy się mąż: zamiast dźwigać dodatkową walizę z książkami, ma tylko mały, lekki czytnik. A bateria starcza na miesiąc, można się zaczytać. Jako alergik zawsze wybierałam nowe książki. Teraz mogę czytać klasykę do woli - i jeszcze za darmo. Chociaż tradycyjna książka zawsze będzie dla mnie najważniejsza, wygoda jednak daje o sobie znać.

    OdpowiedzUsuń
  2. Więzień to dobre określenie - po co samemu się ograniczać. Przecież mając czytnik nie trzeba rezygnować ze zwykłych książek, a tylko się zyskuje dodatkowe możliwości czytania. No i ja zawsze odpowiadam: książka nie jest do wąchania albo do słuchania, liczy się treść, a nie forma! Zdecydowaną wadą e-booka natomiast jest to, że nie można go swobodnie wymienić, wypożyczyć, odsprzedać, a ceny e-booków wołają (w naszym kraju) o pomstę do nieba. I z tego powodu - jeśli mam kupować, to wolę tradycyjną książkę.

    OdpowiedzUsuń
  3. wiem, że książki nie są do wąchania, ale musisz przyznać, że to jest dodatkowy element, który sprawia, że się je uwielbia. A czytniki są coraz tańsze. W Empiku możesz kupić taki już za 220 zł, amazon podaje ceny od około 400 złotych. Myślę, że zaczyna to powoli być ogólnodostępne i dlatego zaczyna się ostra rywalizacja i dyskusje między czytelnikami.

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj, z tymi czytnikami za 200 zł byłabym ostrożna - nic nie ma za darmo. Czytnik musi mieć ekran na zasadzie e-ink, nie LCD, to podstawa. Wiem, że czytniki będą tanieć, ale nawet płacąc te kilkaset złotych, uważam że to super inwestycja. Na pewno będziesz zadowolona.

    OdpowiedzUsuń