Wiemy bardzo dobrze, że serialów kryminalnych powstaje całe mnóstwo. Mnożą się jak grzyby po deszczu (chociaż muszę przyznać, że byłam na grzybach po deszczu i nie było ich znowu aż tak wiele! :) ). Mamy kultowy już CSI, mamy detektywa Monka, mamy Bones, Bez śladu. Zresztą mamy też całą masę innych zagranicznych produkcji, plus produkcje rodzime. Najczęściej mało się od siebie różnią. W przypadku, który chcę Wam opisać też nie ma nic więcej ponad to, co już znany. Poza jedną rzeczą... Serial Castle opowiada o pisarzu, który tworzy książki kryminalne. W pierwszym odcinku, przez przypadek, zostaje wmieszany w sprawę morderstwa i tak zaczyna się jego przygoda z detektywem (w wydaniu damskim).
Muszę przyznać, że mają kilka ciekawych tekstów, plus standardowo każda sprawa wciąga (przynajmniej mnie, zresztą zawsze tak miałam). No tego, jak Castle zamawia sobie kamizelkę kuloodporną z napisem "writer" (pisarz), to już wiem, że serial oglądać muszę.
Może przekonacie się sami?