Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 31 grudnia 2013

uniwersalna prawda

Powrót do bajek i dziecięcych wierszyków jest nieodzownym elementem posiadania niemowlaczka w domu. Stasiu niekoniecznie rozumie o czym mu czytamy, ale za to doskonale rozumieją rodzice (a przynajmniej tak im się wydaje :) ) i mogą, zupełnie bezkarnie i pod płaszczykiem czytania maluchowi, powrócić do starych bajek i opowiastek z dzieciństwa. 
Tym jednym wierszykiem postanowiłam się z Wami podzielić w ostatnim dniu 2013-ego roku. Poza tym, że jest to zgrabnie przetłumaczone przez Ignacego Krasickiego dzieło La Fontainea i bardzo melodyjna opowiastka dla dzieciaków, to jeszcze całkiem przydatna nauka dla dorosłych. 
Chwytajcie i interpretujcie:

Bywa często zwiedzionym,
Kto lubi być chwalonym.
Kruk miał w pysku ser ogromny;
Lis, niby skromny,
Przyszedł do niego i rzekł: "Miły bracie,
Nie mogę się nacieszyć, kiedy patrzę na cię!
Cóż to za oczy!
Ich blask aż mroczy!
Czyż można dostać
Takową postać?
A pióra jakie!
Szklniące, jednakie.
A jeśli nie jestem w błędzie,
Pewnie i głos śliczny będzie."
Więc kruk w kantaty; skoro pysk rozdziawił,
Ser wypadł, lis go porwał i kruka zostawił.

Szczęśliwego Nowego Roku!

obrazek pochodzi z książki "Bajki" La Fontaine 

niedziela, 29 grudnia 2013

Prześwietny raport kapitana Dosa

Niczego innego nie można się spodziewać, gdy sięga się po książki Eduardo Mendozy! W taki oto właśnie sposób powstała najkrótsza recenzja literacka, bo cóż więcej mogę powiedzieć o książce wydanej przez wydawnictwo Znak i zatytułowanej "Prześwietny raport kapitana Dosa", której to pomysłodawcą, twórcą i głównym sprawcą jej genialności jest Eduardo Mendoza. 
Chociaż, gdy tak się zastanowię, to muszę dodać do pierwszego zdania drogowskaz, który wskaże mendozowym prawiczkom w którą stronę geniusz autora się skłania. Zatem dodaję co następuje: Mendoza wirtuozem literackim jest, a jego dzieła niczym dumna dziatwa za swym twórcą stoi. 
Nikogo więc nie zdziwi, że "Prześwietny raport kapitana Dosa" czyta się jednym tchem (wyłączając z tego momenty oddechu potrzebne, aby się z lekka nie poddusić, gdy podśmiechujemy się czasem), a akcja, chociaż miejscami trudna do ogarnięcia, wprost pali nam się w wyobraźni (gdyby robiła to w rękach, byłoby zdecydowanie mniej przyjemnie). 
Kapitan Horacio Dos zasiada za sterami statku kosmicznego, który musi wypełnić pewną niebezpieczną misję. Przystępuje do tego zadania niezwykle ochoczo (jak to zwykle bywa, gdy ktoś kogoś zgłosi, zupełnie bez przymusu, na ochotnika. Dodatkowo trudna misja to jedyna droga, aby uzyskać upragnioną, wcześniejszą emeryturę z prawem do pełnego żołdu). I chociaż Dos ma kilka zastrzeżeń, bo misja niepewna i nieokreślona, pasażerowie głęboko zdeprawowani (Przestępcy, Upadłe Kobiety i kilkunastu Nieprzewidywalnych Staruszków), a personel, delikatnie mówiąc, kłopotliwy i podatny na wszelkie zmiany losu, to mimo to kapitan staje na wysokości zadania i…
… i zaczyna się kolejne 156 stron niezdecydowania, chaosu, odwlekania narady dowództwa, wypełniania akt naganami oraz generalnego łapu capu. Dodatkowo też znajdzie się tam trochę walki o przetrwanie, całkiem sporo odwiedzin na Stacjach Kosmicznych, ataków z zewnątrz, z wewnątrz i z gdziekolwiek bądź, a także bardzo dużo siniaków w sektorze Nieprzewidywalnych Staruszków. Będą też niestety ofiary, ale czego się nie robi dla wartkiej akcji i odrobiny emerytalnego spokoju. 
Mendoza, ze swojej strony, dodaje niewiarygodną wręcz łatwość manewrowania słowem. Wylewa je z siebie tak naturalnie, jakby był do tego stworzony, tak jak przeciętny człowiek do oddychania. Słowa układają się jak puzzle. Zresztą cały czas ma się takie odczucie, jakie zapalony układacz tychże właśnie ma, gdy z radością umiejscawia ostatni element. Wszystko jest tam gdzie być powinno, wszechświat słowa uporządkowany, harmonijna muzyka pitagorejskich sfer w literackim wydaniu. 
Aż dziw bierze, że on i ja używamy tych samych wyrazów, a moje jakoś tak szybciutko bledną. A zresztą… życie nigdy nie było sprawiedliwie, co z pewnością potwierdzi kapitan Horacio Dos, jeśli tylko złapiecie go w strefie helikoidalnej i zdołacie zapytać… 

sobota, 28 grudnia 2013

książkoteria przed sylwestrem

Sylwester zbliża się wielkimi krokami, zatem czas na wielkie przygotowania. Czemu by nie zamanifestować swojej miłości do literatury? A jak! Oto moje propozycje wyszukane pieczołowicie w czeluściach internetu:

ze strony www.trashionista.com naszyjnik. Jak dla mnie zbyt skomplikowany projekt, ale może Wam się spodoba:

na stronie www.missbohemia.com propozycja jak połączyć miłość do książek wszystkich i książki konkretnej, czyli coś już zdecydowanie bardziej dla mnie. W końcu kto nie kocha Wichrowych Wzgórz...

zresztą w podobnym tonie (z tej samej strony) propozycja dla panów:

strona www.rangiru.com proponuje taki oto naszyjnik. Muszę przyznać, że robi na mnie ogromne wrażenie i pozostaje jedynie mieć nadzieję, że jest bardziej trwały, niż wskazuje na to wygląd...

na stronie www.artatheart.co.uk znalazłam równie ciekawą propozycję, tym razem na rękę. Pieczołowicie zawinięte kartki i taki oto efekt:

samanthakey.wordpress.com natomiast przedstawia element dekoracyjny palca ( :P ). Niespecjalnie przemawiają do mnie te pododawane koraliki, ale sami wiecie... co kto lubi:

na koniec zaproponuję Wam książkową kreację, ze strony jenniferpritchardbridal.wordpress.com:

lub coś odrobinę mniej szykownego, ale równie klimatycznego:

I jak? Jesteście gotowi? :)




środa, 18 grudnia 2013

Moje pierwsze obrazki

Recenzja napisana pod wpływem chwili i fascynacji mojego synka. Otóż okazuje się, że gdy ma się dwa tygodnie można być zapalczywym czytelnikiem. Co prawa jeszcze nie można wtedy napisać co się czuje i jak lektura się podoba, ale od czego jest mama, która odpowiednio odczyta znaki i w imieniu Stasia napisze Wam co nieco. 
Otóż Staś dostał książeczkę, która nosi tytuł "Moje pierwsze obrazki" i należy do serii "Książeczek kontrastowych". Została wydana przez wydawnictwo Wilga. Książeczka ta składa się z kilku twardych stron na których znajdują się proste obrazki. Raz białe na czarnym tle, a innym razem czarne na białym (świat dziecka jest absolutnie do pozazdroszczenia. Czarne albo białe i mamy pełną jasność sytuacji). Dzieciaczki w wieku Stasia głównie te kolory widzą, a dzięki odpowiedniemu zaprojektowaniu książeczki mogą przypatrywać się obrazkom i stymulować swój wzrok. Zresztą samo wydawnictwo spieszy z informowaniem nas, że dzieci nie widzą zbyt ostro, a do tego jeszcze postrzegają wszystko dwuwymiarowo. 
Książeczki kontrastowe to też niezła okazja, żeby poopowiadać maluchowi odrobinkę o tym co jest na obrazku, spędzić z nim troszkę czasu i oderwać od śpiąco-jedząco-wydalającej rutyny. A reakcja? Bezcenna! I niech Was nie zwiedzie napis "3m+". Zabawa zaczyna się już na początku!
Stasiu wpatruje się w obrazek, potem wodzi oczami po konturach i jest niesamowicie zaaferowany. Zupełnie jakby czytał niesamowitą powieść... hmm... może sama powinnam lepiej wgłębić się w tę lekturę?





sobota, 14 grudnia 2013

Sokrates

Najlepiej do tej recenzji pasowałoby rozpoczęcie zawierające grecką sentencję mówiącą o ignorancji. Wtedy mogłabym napisać, że właśnie tylko owi ignoranci nie wiedzą zapewne kim był Sokrates.
Nie ukrywajmy jednak, że myśl po grecku to nie lada wyzwanie, a za to łacińskie "ars non habet osorem nisi ignorantem" niekoniecznie oddaje to, co chcę powiedzieć. 
Tak czy inaczej o Sokratesie słyszał niemal każdy, ale nie każdy zdaje sobie sprawę jak fascynującym człowiekiem był i jak wiele wątków pobocznych utworzył (jest to oczywiście dużo uproszczenie, jak na laika przystało).
Temat niezwykle obszerny, trudny, odpowiedzialny i pełen zakamarków, niczym broda naszego mistrza, postanowił podjąć Ryszard Legutko, polski naukowiec i polityk, ale również profesor filozofii. Ułatwić to trudne zadanie zdecydowało się wydawnictwo Zysk i S-ka, które opatrzyło książkę imponującą twardą okładką z wizerunkiem wyrzeźbionego Sokratesa. Aż chce się otwierać i czytać, a temat woluminu przestaje być filozoficznym wywodem, stając się zaproszeniem do ciekawej przygody (zdanie banalne, acz prawdziwe). 
Już tyle zrobiło dla Czytelnika wydawnictwo, a co zrobił sam autor? Przede wszystkim zacząć należy od tego, że język, jakim napisana jest ta książka, okazuje się być zaskakująco przystępnym i łatwo przyswajalnym dla Czytelnika. Co jakiś czas trzeba oczywiście zmagać się z terminologią filozoficzną, ale przecież to o wybitnym jej przedstawicielu mowa (kochani Czytelnicy, nie ma róży bez kolców).
Ryszard Legutko oprowadza nas po sokratejskim świecie całkiem bezboleśnie, zamieniając filozoficzne wywody, twierdzenia i debaty w porywające opowieści (kto czytał dialogi Platona ten wie jak potrafią być fascynujące), zachowując przy tym wartości naukowe dzieła.
Docenić również należy próbę pozostania obserwatorem i narratorem obiektywnym (czasami da się odczuć ukierunkowania ku określonym teoriom, ale nie są one nachalne, a jedynie delikatnie wskazujące pewne możliwości), który stara się przedstawić Czytelnikowi możliwie wiele wizji, aby ten mógł sam wybrać, po uprzednim przemyśleniu, właściwą i najbardziej prawdopodobną. 
Książka ta jest o tyle interesującą pozycją, że przedstawiony jest nie tylko sam Sokrates, ale również całe historyczno-filozoficzne tło, w którym się obraca, przez które jest oceniany, poważany i znieważany. Wytłumaczone są również określone zachowania kulturowe, które w kontekście współczesności mogłyby zostać opacznie zrozumiane (jaki savoir vivre, taka epoka). 
Drodzy Czytelnicy, oczywiście ten wolumin nie zawiera opowieści historycznej, wymaga odrobiny więcej czasu, spokoju, analizowania, cierpliwości (siły w rękach) i badawczo nastawionego umysłu. Jestem jednak przekonana, że nawet, jeśli czytanie go zabierze Wam sporo czasu, to na pewno będziecie usatysfakcjonowani jego wykorzystaniem. Ot co! 


za książkę dziękuję portalowi sztukater.pl oraz wydawnictwu Zysk i S-ka

Ogólnopolska Zbiórka Darów Kulturalnych

Jeśli pomagać, to na całego! 
Nie ograniczajmy się i puśćmy wodze fantazji. Zatem bez zbędnego wstępu i patetyzmu powiem tak: POTRZEBUJEMY KSIĄŻEK! A właściwie nie my, tylko świetlice wiejskie i przeróżne biblioteki. 
Po wszelkie szczegóły i ogóły możecie udać się na fejsbukowe wydarzenie dostępne TUTAJ, dołączyć do niego i przez cały rok(!) przesyłać książki, które z jakiegoś powodu już nie pasują na wasze półki, które już doskonale znacie, które się zdublowały, lub które po prostu chcecie oddać.

W skrócie powiem, że adres, na który można przesyłać literackie paczuszki to:
Stowarzyszenie Sztukater
Z dopiskiem: „Święta z Książką”
skr. pocz. Nr 6
50-950 Wrocław 68

To jak? Do półek! Gotowi! Staaaaaaaaaart!

piątek, 13 grudnia 2013

Leksykon smoków

Wbrew temu, co powszechnie się uważa, okazuje się, że smoki istnieją. I możecie udawać, że zagadnienie to absolutnie Was nie dotyczy, ale jeśli rozejrzycie się dookoła, to ilość łusek, rogów i ziejących ogniem istot jest niewyobrażalnie wielka. 
Żeby więc nie zagubić się w tym smoczym świecie i nie oceniać smoka po okładce, warto sięgnąć po "Leksykon Smoków" autorstwa Agnieszki Korol, wydany w postaci e-booka przez wydawnictwo RW2010 (bardzo przekonuje mnie adnotacja, że "aby powstała ta książka, nie wycięto ani jednego drzewa").
Agnieszka Korol spędziła wiele godzin, narażając się na niewiarygodne niebezpieczeństwo, tylko po to, aby uświadomić Wam z którymi smokami warto się zaprzyjaźnić, a które zdecydowanie omijać z daleka. Z tego heroicznego wyczynu powstał dokładny opis trzydziestu czterech smoków, które mogą wystąpić w niedalekim naszym sąsiedztwie. Jednocześnie autorka zatroszczyła się o to, aby leksykon ten był jak najbardziej skondensowany i dał się szybciutko przeczytać, żeby wiedza od niej, spłynęła do nas w jak najkrótszym czasie. Użyła zwięzłego i przystępnego języka, żeby nie pozostawiał on żadnych wątpliwości interpretacyjnych, jednocześnie zostawiając kilka wskazówek i okazji do wyobraźniowego dryfu dla śmiałków, którzy wiedzę o smokach wolą sobie dawkować. 
Zastawiła także pułapkę dla złych smoków, które dorwawszy tę książeczkę w swoje ręce mogą uznać, że jest ona tylko dla dzieci i sami dorośli nic się z niej nie dowiedzą. Nic bardziej mylnego, ponieważ każda grupa odbiorców odczyta skierowane do nich wskazówki. Sama osobiście mam kilka podejrzeń, co do otaczających mnie istot i wydaje mi się, że już zdążyłam wyśledzić smoka romantyka z dwiema głowami, który może zakochać się przede wszystkim w sobie. Na pewno widziałam smoka skarbolubnego i słyszałam jego fałszywe wywody. Na własnej skórze przekonałam się jak działa smok kamuflaż i jak bardzo może mnie zdenerwować. A już na pewno złośliwy przesmok i jego przyjaciel na całe życie krasnoludek, który postanowił we śnie ucałować swojego wybranka, są mi zupełnie znani.
Jest tylko jedna rzecz, w którą autorce absolutnie nie wierzę, bo przecież "nie bój się smoków dentystów" stanowczo nie może być prawdą! Zresztą pewnie dlatego ten smok nie został zilustrowany przez Jolantę Jaworską. Bo przecież pozostałe jej smoki wyglądają dokładnie tak, jak powinny wyglądać, dzięki czemu wyposażeni jesteśmy w dodatkowe wizualne ostrzeżenie. Kogo by więc przekonał smok z ogromnymi łapami i maszyną do borowania? Na pewno nie mnie! 
Przekonuje mnie natomiast smok pustynny i to jego kolejnego mam zamiar wypatrzeć. Obym tylko nie spotkała smoka złotoustego, bo jeszcze uwierzę w to co mówi i spocznę na laurach...


za książkę i możliwość poszerzenia wiedzy o smokach dziękuję wydawnictwu RW2010 i Agnieszce Korol (jeszcze raz zachęcam do przeczytania wywiadu z autorką)