Łączna liczba wyświetleń

sobota, 30 czerwca 2012

czwartek, 28 czerwca 2012

e-booku, tyle z tobą problemu!

Po raz kolejny moje myśli i przekonania staczają między sobą zaciętą walkę. Po raz kolejny przyzwyczajenie mówi jedno, teoria drugie, tradycja trzecie, a praktyczna strona mówi czwarte. Żadne z nich nie chce się ze sobą zgodzić i żadne nie chce iść na kompromis. Chcę wszystko, jednocześnie nie chcąc niczego. Chcę być wysoka i niska, gruba i chuda, chcę być tu i tu nie być. Książkowa paranoja i literacki dylemat. 
Okazuje się bowiem, że takie czytniki książek, którym początkowo byłam zupełnie przeciwna nie są tak na prawdę zupełnie i na wskroś złe. Obliczając powierzchnię kurzu zdecydowanie wygrywają z półkami zapełnionymi książkami. Dla alergika, którym jestem, jest to niezwykle ważny atut i powód do poważnego podejścia do sprawy. Obliczając również powierzchnię, jaką zajmuje stos książek w torbie, przeciwstawiając ją powierzchni czytnika, również prowadzenie trzeba przyznać temu drugiemu (niedawno zapytani w ankiecie co wolicie, czy stos książek w podróży, czy urządzenie w podróży, uznaliście, że mimo wszystko na stos książek patrzycie bardziej przychylnie). Minusem czytników były kiedyś nieprzyjemne i męczące oczy wyświetlacze. Teraz to się jednak zmieniło i trudno czasami odróżnić kawałek strony wyświetlonej z kawałkiem otwartej książki. Do tego dodajcie te wszystkie czytnikowe gadżety, typu zakładki, notatki bez ołówka (który wiecznie gubi się w czeluściach mojej torby), słownik co trudniejszych wyrazów i inne wizualne zawijasy i ozdobniki. E-ornamenty. 
Dodaliście wszystko? To teraz zacznijmy odejmować...
Czytnik to nie książka! Tyle mam do powiedzenia. Zdecydowanie łatwiej wydaje mi się 39 złotych na ważącą troszkę książkę, którą mogę dotknąć, powąchać, poprzewracać kartki, troszkę zniszczyć (przecież dobrze wiem, że każdy odrobinkę bardziej woli książki lekko sfatygowane), niż 19 złotych na odrobinę zajętego miejsca na dysku, które łatwo, zupełnie przez przypadek, można usunąć. O wiele ładniej wygląda twarda oprawa na półce, niż czytnik w futerale. Jestem więźniem pewnego rodzaju literackiej estetyki, jestem więźniem tradycyjnego podejścia do czytelnictwa, jednak takie materialne ograniczenie jest mi całkiem przyjemne. Odgłos świeżo otwieranej, szytej książki, faktura papieru. Trele morele, szmery bajery, a jednak coś w tym jest. To taka walka między pustym regałem, a regałem zapełnionym. 
Może i jestem niedzisiejsza, może i jestem przesadnie melancholijna, ale suszone liście, plamy po jedzeniu, które zrobiłam ja, lub ktoś zupełnie inny, wyblakły ołówek, notatki babci, dedykacja dla taty. Gdzie się pisze dedykacje na e-bookach?
A mimo to czytnik mnie woła. Mówi: "Kup mnie! Nie kosztuję dużo! Jestem lekki! Zmieszczę się do torebki! Będziesz miała mnóstwo książek naraz! Kup mnie!". 
Wiecie co mu powiem? "Dobra koleś! Kupię! Tylko uważaj na baterie!".

środa, 27 czerwca 2012

książkomeble

Żeby mieć chociaż jeden taki mebelek. Nie musi być duży, po prostu tak ciekawie wykonany. Chociaż taki stoliczek. Co ja tam mówię "chociaż"! Przede wszystkim jeden ze stoliczków. Są piękne! Chcecie zobaczyć?



a skoro stoliczek już mamy, to brakuje czegoś do siedzenia. I owszem, można by użyć stołków, foteli i krzeseł, ale po co, skoro można użyć ogromnych książek!



Oh! Ale ogromne książki są wymagające. Nie zawsze jest na nie miejsce. Dlatego dla każdego coś dobrego:


do tego półeczka, wazonik i pokój gotowy



Ah, te inspiracje!

poniedziałek, 25 czerwca 2012

jeszcze taniej!

Cześć!
Patrząc na statystyki bloga nie dało się nie zauważyć, że jedną z bardziej przyciągających książek jest ta, która nosi tytuł: "Jak pięknie wyglądać nago. Striptizerki doradzają". Jej recenzję znajdziecie TUTAJ.
Dla tych wszystkich, których tak bardzo ona zainteresowała mam dobrą wiadomość. Otóż na portalu bookson.pl, o którym już kiedyś pisałam możecie ją dostać za pół ceny!
Oto link:
Zapraszam na zakupy!

środa, 20 czerwca 2012

święto wolnych książek

Dzisiaj ogólnopolskie święto wolnych książek, czyli tzw. bookcrossingu. Pisałam wam o takim zjawisku jakiś czas temu, gdy natrafiłam na półki książkowe. Bardzo ciekawa idea, która pozwala książkom żyć, docierać w najcudaczniejsze miejsca i do niespotykanych ludzi. Bo w sumie po co książki mają nabierać kurzu, puchnąć na półkach, skoro mogą wywędrować w świat i dać radość innym. A już zupełnie docenicie takie akcje, gdy sami natraficie na perełeczkę, którą koniecznie chcieliście przeczytać.
Zdecydowanie polecam i od razu pytam, czy zdarzyło Wam się skorzystać z takiej cudo-półki?

obrazek pochodzi ze strony http://www.lovemarks.com

niedziela, 17 czerwca 2012

kartkopamiętacze

stęskniliście się już za kartkopamiętaczami? Ja też. Dlatego wyszukałam kolejne ciekawe okazy, żeby popatrzeć, pozazdrościć i się zainspirować. Chociaż dalej obstaję przy swoim, że najlepsze kartkopamiętacze to bilety oraz karty do gry. 









Ha! Jakie wesołe kartkopamiętacze! Smerfy należą do moich faworytów, ducha polecam na ciekawą zabawę z dzieckiem, a trawę chętnie zainstalowałabym u siebie w domu, gdybym tylko miała taką możliwość. Niestety, brak miejsca oznacza książki na książkach, bez wolnej przestrzeni nad nimi. Jednak kto wie... może kiedyś. 

a skąd mam te małe cudeńka? A stąd:

sobota, 16 czerwca 2012

a co ty dzisiaj zrobiłeś dla miłości czytelniczej?

No to dzisiaj przywitam Was szybkim pytaniem. Zresztą liczę na szybką odpowiedź.
Jaka książka sprawiła, że chcieliście czytać ją w każdej wolnej chwili, że gdy tylko czytać nie mogliście, to wyobrażaliście sobie czas, w którym będzie to możliwe?
Pytam, bo właśnie czytam taką książkę i ciekawa jestem Waszych doświadczeń. 


obrazeczek pochodzi ze strony www.stacys101list.blogspot.com


czwartek, 14 czerwca 2012

cytat

"...więc na fotelu bliżej okna (...) siedziała kobieta w wieku nieokreślonym, chociaż dałem jej jakąś pięćdziesiątkę, ale bardzo źle wykorzystaną..."
Eduardo Mendoza
"Sekret hiszpańskiej pensjonarki"

środa, 13 czerwca 2012

Brak wiadomości od Gurba


     Gdy nie można znaleźć książki, którą bardzo chce się przeczytać (absolutnie nigdzie nie ma "Oliwkowego labiryntu") to człowiek z zawodem i lekką niepewnością podchodzi do kolejnej pozycji, nawet jeśli mówimy o Eduardo Mendozie. A właściwie nie ma co się oszukiwać, i ten autor miał literacką wpadkę ("Niewinność zagubiona wdeszczu"). Z obawą sięgnełam więc po "Brak wiadomości od Gurba", chociaż okładka sprawiała wrażenie, jakby chciała mi powiedzieć: "nie denerwuj się, będzie dobrze! To ja! Mendoza, jakiego lubisz".
     I wiecie co? Rózowo- zielona okładka z kosmitą miała rację. Rację miała twarda oprawa, rację miały białe literki, rację miał kosmiczny garnitur, rację miał żółty kask (czy cokolwiek to jest), rację miały żółtawe, chropowate stronice i wreszcie rację miała czarna czcionka, porozdzielana cyferkami. "Brak wiadomości od Gurba" to Mendoza, jakiego poznaliśmy czytając "Przygody fryzjeradamskiego"
     Dwaj kosmici (nie tacy jacyś zwykli, powiedziałabym raczej, że wysublimowani i otwarcie nastawieni do wszelkiej inności, z pozytywnym podejściem do zmian, nawet tych najdziwniejszych, jak na przykład społeczne niuanse) lądują na planecie Ziemia w celu eksploracji nowych terenów i poznania nowych gatunków. Hiszpania, na której stawiają pierwsze kroki, ma do zaoferowania wiele, ale jest też wymagająca.            
     Własnie przez to znika Gurb, któremu nieopatrznie nakazano przybrać formę atrakcyjnej kobiety.
Brak wiadomości od Gurba
Brak wiadomości od Gurba
Brak wiadomości od Gurba- tego dowiadujemy się już na trzeciej stronie, a na każdej kolejnej dowiemy się w jaki sposób jego przełożony będzie go poszukiwał, przeprowadzając jednocześnie asymilację z otoczeniem- fauną autochtoniczną.
     I wierzcie mi, opuszczony kosmita jest zdeterminowany i nie staną mu na przeszkodzie żadne środki lokomocji, nawet te, które przejadą go kilka razy! Nie straci głowy! A nawet jesli, to niezwłocznie ją odnajdzie. Innymi słowy nic go nie powstrzyma w poszukiwaniu pracownika.
     Zresztą Mendoza skutecznie mu dopinguje stawiając na jego drodze wiele życzliwych ludzi, upór, niezliczoną ilość pieniędzy, a takżę kilka istotnych informacji o Ziemianach. Dodając do tego sarkastycznie obojętny humor, naiwną nieświadomość postaci, ciekawość odkrywcy i nietuzinkowy język otrzymujemy to, co czytelnicy lubią najbardziej- porywającą historię, która na pewno nie wzrusza, ale doprowadza do łez. Co tam łez... do niagary wypływającej z oczu! Niewiarygodne ile śmiech może zrobić z człowiekiem. Oj Eduardo! Uważaj!



więcej recenzji książek Mendozy znajdziecie TUTAJ