Łączna liczba wyświetleń

środa, 31 sierpnia 2011

książkoopinia

Historie, które lubisz czytać są... i oto okazuje się, że 6-cioro z Was uważa, że najlepsze są historie fikcyjne, a tylko trzy osoby opowiedziały się za historiami prawdziwymi. No proszę! Nie ruszają Was historie oparte na faktach? A może ruszają Was aż za bardzo i nie lubicie aż tak silnych emocji? No proszę! lepszy Czerwony Kapturek, niż Joanna d'Arc?

wtorek, 30 sierpnia 2011

Jak...Kochać się jak gwiazda porno. Opowieść ku przestrodze.

Kilka dni temu pisałam Wam o książce, którą kupiłam tak o, dla figla i relaksu. Oto jej recenzja:

Jenna Jameson poza tym, że jest autorką swojej własnej biografii, to jest również gwiazdą porno. A książka, którą napisała, opowiada głównie o przemyśle pornograficznycznym i szeroko rozumianym seksie. Pewnie głównie dlatego książka ta, która ukazała się w USA w 1994 roku stała się bestsellerem. Piękna, cycata blondynka, ogromna ilość stron o kochaniu się, roznegliżowane zdjęcia i kilka praktycznych porad do łóżka. A skoro giwazda porno opowiada o swoim życiu i dodaje do tej opowieści sformułowanie "ku przestrodze", to praktycznie mamy 100% pewności czego się spodziewać. Trudne dzieciństwo, molestowanie, alkohol, narkotyki i wyzysk. Brutalna rzeczywistość doprawiona przez nieprawiedliwych, żądnych pieniędzy ludzi. Pełen, absolutnie przewidywalny stereotyp.
Jenna Jameson pokazuje w swojej książce, że jest tego całkowicie świadoma, ale że nie ma ochoty wykorzystywać tego oczywistego obrazka, w swojej karierze. Nam pozostaje jedynie uwierzyć w jej dobre intencje. 
Opowieść ta w zadzwiający sposób łączy pełen dystans do własnej osoby z pełnym tej osoby uwielbieniem. Z jednej strony Jenna nie chce, by traktować ją z litością, z drugiej podkreśla swoją wysoką wartość. Z jednej strony mówi o tym jak wielką zołzą się stała, z drugiej wymaga od otoczenia traktowania jej jak królową i nie widzi w tym nic dziwnego. No cóż. Takie są prawa rynku, wedłu Jenny.
Język, użyty w tej historii jest stosunkowo prosty, łatwo przyswajalny. Nie jest to arcydzieło literatury, ale też nie pretenduje do takiego. Czytelnik dostaje to, czego od razu można oczekiwać po tej książce. Opowieść o życiu w świecie pornografii, o problemach, z jakimi zmagają się gwiazdy porno i o drodze, jaką przebyły, by dostać się na sam szczyt. O hektolitrach wódki i kilogramach narkotyków. O całej serii upadków i spektakularnych wlotach. O wyzyskujących partnerach, brutalnych mężczyznach i delikatnych kobietach. Książka napisana bez pruderii.
Sama akcja sprawia wrażenie odrobinę zawiłej. Coś się dzieje, w międzyczasie jeszcze coś innego. Autorka przeskakuje pewne etapy życia, by za chwilę do nich wrócić, co zbija z tropu czytelnika. Nagromadzenie imion również nie pomaga w śledzeniu przebiegu akcji. Czasami ma się wrażenie jakoby każdy akapit stanowił inną, delikatnie tylko powiązaną, historię.
Mimo wszystko całość czytało się całkiem przyjemnie i więcej zarzutów nie mam. No dobrze, może poza jednym... czemu ta książka kosztowała mnie 50 zł?


niedziela, 28 sierpnia 2011

augustowskie czytanie

Augustów! To właśnie z tego małego miasteczka pochodzić będzie mój kolejny fotoreportaż dotyczący księgarni (zapraszam do obejrzenia podobnych postów z Torunia i z Pragi). I już na sam początek dobra rada: jeśli wybierasz się do Augustowa na wypoczynek (na prawdę warto!) to nie zapomnij zabrać ze sobą książek! Nie ma gdzie ich kupić na miejscu. Najprawdopodobniej ich miejsce zajęli fryzjerzy. I oto kolejna dobra rada: jeśli wybierasz się do Augustowa na wypoczynek (na prawdę warto!) nie zabieraj ze sobą grzebienia. Z tego co zaobserwowałam to w Augustowie przypada jeden fryzjer na jednego mieszkańca, więc myślę, że znajdzie kawałek czasu, żeby zająć się Waszymi włosami, a Wy w tym czasie będziecie mogli rozłożyć mapę i zaplanować trasę do czterech (!) księgarni, które udało mi się znaleźć.
Pierwsza, na którą natrafiłam, to księgarnia nazywająca siebie kiermaszem tanich książek.
Weszłam tam, ponieważ byłam zainteresowana jakiego rodzaju literackie kwiatki tym razem zobaczę (zresztą opisywałam Wam już doświadczenia z tego typu miejscami). Na szczęście okazało się, że ten kiermasz nie należy do najgorszych i od biedy można by w nim znaleźć książki, które mogłyby wypełnić nadjeziorne lenistwo. Ceny również są przystępne, więc kupując jakieś liche wydanie nie ma się poczucia, że wywala się pieniądze w błoto (z takich brzydkich wydań można zrobić wszystkie artystyczne cuda, które czasami Wam przedstawiam).

Kolejne dwie księgarnie są stosunkowo blisko siebie, na augustowskim ryneczku (bardzo malownicze miejsce, z dwoma monumentami, sceną i fantastycznie ochładzającą fontanną)

Pewnie dlatego przetrwały będąc koło siebie, ponieważ pierwsza z nich to głównie księgarnia muzyczna i podręcznikowa, która poza tym wszystkim oferuje akcesoria szkolne. Podobnie to wygląda jak w Toruniu, tutaj również podręczniki są motorem napędowym sprzedaży. Co przyjemne w tej księgarni to to, że poza okropnym szyldem "Akme" jest też pionowy, stylowy szyld. Jak dla mnie mógłby pozostać tylko ten. Przynajmniej nadaje temu miejscu jakiś charakter. Już raz to pisałam "Ludzie i książki się zmieniają, szyldy nie muszą".

Kilka kroków od tej księgarni jest inna, która kilka lat temu była w innym miejscu, ale najwidoczniej nie dawało jej to oczekiwanych rezultatów.

W tym przypadku uderza w oko niewykorzystany potencjał. Taka ładna brama, takie ciekawe wejście, a szyld byle jaki i sam środek również niczego nie reprezentuje. A szkoda. Nie udało mi się do niej wejść, więc oceniam tylko to, co widzę na zewnątrz, ale jak sami wiecie owe "zewnątrz" też ma duże znaczenie.

No i wreszcie ostatnia księgarnia, którą udało się dostrzec tuż przed samym wyjazdem z Augustowa i, nie ukrywam, lekko podniosło mnie na duchu to, że nie ma tu tylko trzech księgarni, tylko cztery (robiliśmy samochodowe wypady na dalsze tereny augustowskie, żeby poszukać mekki dla czytających, niestety bez powodzenia).
Na zdjęciu słabo widać, bo było ono robione w nocy, ale możecie mi wierzyć, że na szyldzie napisane jest "Dom książki". Podobny dom, tylko troszkę większy, jest również w Gdańsku.

Tak oto maluje się księgarniane oblicze Augustowa. Nie jest ono zbyt zachęcające i Augustów na pewno nie wygra konkursu na najłatwiejszy dostęp do literatury, ale poza tym Augustów to jedno z bardziej przyjemnych miejsc na świecie.

Pokażę Wam na koniec kilka fotek z małżeńskiego leniuchowania, o których pisałam w poprzednim poście.

Nie ma nic piękniejszego, niż leniuchowanie z książką na jeziorem i odgłos wody. Po prostu nie ma!



sobota, 27 sierpnia 2011

podzielić się radością

ten post w sumie nie ma na celu przekazania Wam nic konstruktywnego, poza że siedzę sobie teraz nad jeziorkiem i zajmuję się wszelkimi książkowymi czynnościami. Czytam, recenzuję, postuję (nie pomylcie z "poszczę"). Co widzę przed oczami? Bezchmurne niebo, błękitne jezioro, drewniany pomost, pełno ludzi w wodzie i poza nią, wyciąg narciarski i skaczących po wodzie narciarzy. Piękne słońce, opalone ciała i cała masa uśmiechniętych buzi. Czy potrzeba czegoś więcej, żeby z radością zanurzyć się w lekturze? W sumie przydałby się wygodny kocyk, kawałek cienia i zapach lasu. Najlepsze, że te trzy rzeczy również teraz mam. Dodajcie do tego kochanego męża i sielanka pełną gębą gotowa.

Chciałam dodać zdjęcie, ale mój internet nie jest aż tak wspaniały, więc musicie czekać do fotorelacji.

piątek, 26 sierpnia 2011

kiermasz permanentny?

jestem właśnie w trakcie przygotowywania dla Was kolejnej porcji miejskiego czytania. Nie zdradzę jeszcze gdzie jestem, ale fotki powolutku powstają. Mogę Wam na razie zdradzić tyle, że jednym ze sfotografowanych przeze mnie miejsc jest kiermasz książek. I właśnie o takich kiermaszach chciałam z Wami porozmawiać. Na swojej drodze spotkałam ich już wiele. Są w prawie każdym większym i mniejszym mieście. Prawie zawsze znajdują się w namiotach, czasami w ogromnych, nieużywanych przez nikogo halach. Prawie zawsze ich tymczasowość to tylko mit. Za niskie kwoty chcą nam wcisnąć głównie propozycje dla dzieci, książki kucharskie, poradniki, i innego rodzaju literaturę, która ma odmienić o 180 stopni nasze życie. Dodajcie do tego jeszcze książki nieznanych autorów, mało znanych wydawnictw i oto powstaje rysunek kiermaszu książkowego. Oczywiście nie wszystkie kiermasze są takie. Mowa tutaj głównie o tych, które reklamują się, że są najtańsze, i że mają wszystko. Wszystko Najtańsze. Kto ma wszystko, ten nie ma niczego. Zresztą czy kwota na prawdę jest wyznacznikiem tego, co mamy lubić oraz tego co nie? Weźmy na przykład nową komedię Woody'ego Allena "O północy w Paryżu", nie wiem jak w Waszych miastach, ale w moim reklamują ją jako najbardziej kasową komedię tegoż reżysera. A ja pytam, jak ma przekonać mnie do pójścia do kina fakt, że film ten zarobił dużo pieniędzy? Przecież ludzie poszli do kina dla samego twórcy, zapłacili za bilet, film zarobił. Dopiero po obejrzeniu mogło się okazać, że to gniot, ale to dopiero po wydaniu pieniędzy. Argument o ilości gotówki, że dużo zarobił, lub, że tanio sprzeda, nie powinien mieć kluczowego znaczenia. Tanio nie znaczy dobrze, a dobrze nie znaczy dużo.

Zapraszam Was na kiermasz, tylko u nas najlepsze powieści, najwartościowsze historie, najestetyczniejsze wydawnictwa. Nie zawsze tanio, ale zawsze jakościowo.

Pytanie tylko na czym komu zależy...

wtorek, 23 sierpnia 2011

cegła to, czy książka?

słuchajcie. Cały czas staram się Wam pokazać, że książki są do wszystkiego i dla wszystkich. Biżuteria, sztuka, meble. Cokolwiek chcecie może być zbudowane z książek. Apropos zbudowane. Co powiecie na to?:
przez taki korytarz przechodzenie musi być bardzo ciekawe. No ale ja, jako alergik, obawiam się troszkę kurzu. Znalezisko ze strony freshbump.com
kolejne znaleziska pochodzą ze strony scissorsandpaperrock.blogspot.com. Tam książka występuje jako 100%-owa cegła. Co powiecie na to ?


Niesamowite. Budowanie z książek. Ciekawe jakie tytuły do tego najbardziej się nadają.
Może mieszkanka te nie są zbyt odporne na warunki atmosferyczne, ale przecież można umieścić je w budynku, jak tę budowle powyżej, którą znalazłam na stronie inhabitat.com
No proszę, a co powiecie na taką basztę, jaka jest na stronie fuckyeahbookarts.tumblr.com?
A na koniec książki giganty ze strony themetapicture.com
Muszę Wam powiedzieć, że książki coraz bardziej mnie zadziwiają. Teraz tylko czekam, aż te w moim pokoju ożyją i stworzą własny wszechświat :)

niedziela, 21 sierpnia 2011

jak się chce, to się kupuje!

hej Czytelnicy!
Już niedługo na blogu pojawi się recenzja książki, którą niedawno nabyłam. Powiem Wam, tak na zachętę, że czyta się ją naprawdę fenomenalnie. Nie należy ona do literatury ambitnej, ale jest w sam raz na odpoczynek po 12-to godzinnej pracy. Znacie tego typu książki? Takie "odprężacze?

piątek, 19 sierpnia 2011

książkomeble, a co!

no popatrzcie! Książki są wszędzie i są do wszystkiego!
stolik z książek? No pewnie, ale może nie do kawy :)
Wygląda na prawdę imponująco, tylko się pewnie mocno kurzy.
No dobrze, to stoliki mamy za sobą, a co Wy na to, żeby półki na książki zrobić również z książek? Oto propozycja:
Całkiem fajne pomysły mają ludzie na całym świecie.
A oto bibliografia:

wtorek, 16 sierpnia 2011

książkotrzymacz

cały czas szukam zdjęcia idealnego książkorzymacza. Zresztą dzielę się z Wami swoimi znaleziskami. Muszę powiedzieć, że z biegiem czasu staję się coraz bardziej wybredna i wymagająca. Dlatego tak bardzo cieszą mnie kolejne zdjęcia wnętrz, które wywołują we mnie przyjemne uczucie, które sprawia, że mam ochotę powiedzieć: "Tak! Tu mogłabym mieszkać, tu mogłabym siedzieć i czytać".
Proszę, oto kolejne takie miejsce, które znalazłam na stronie contentinacottage.blogspot.com

poniedziałek, 15 sierpnia 2011

czytanie wyczytanego

uwielbiam gdy spacer po Gdańsku dostarcza mi kolejnych tematów, o których mogę z Wami porozmawiać. Zwykle noszę ze sobą książkę, nawet dwie, na wszelki wypadek, ale dzisiaj jadąc do Gdańska uznałam, że nie mam za bardzo czasu na czytanie, dodatkowo wezmę małą torbę, żeby poręcznie było, więc książka się nie zmieści. W drodze okazało się, że mój mąż absolutnie nie pomyślał tak jak ja (zresztą można się było tego spodziewać) i nie dosyć, że książkę zabrał, to jeszcze uznał, że po co rozmawiać, skoro można poczytać. Nawet nie domyślacie się jaka byłam niepocieszona. Poniedziałek, święto, nie ma jak cofnąć się do domu, wszystkie kioski, księgarnie pozamykane, a na dodatek mój mąż z książką i perspektywa gapienia się na ludzi. O nie!
I właśnie w tym momencie zrodził się pomysł na rozważania. Kawiarnia, do której poszliśmy, zapewniała klientom odrobinkę literatury, głównie magazyny. Jednak często można spotkać (w Gdańsku na pewno) kawiarnie, które mają swoje prywatne biblioteczki. Niekoniecznie wielkie i przepastne, jak te kawiarnie, które jeszcze książki sprzedają, ale również takie malutkie tyci tyci, na potrzeby niektórych kawopijców.
Co na tych półkach jest? Najczęściej starocie, często Sienkiewicz, czasami Wojak Szwejk. Rzadko stoją tam nowości, zwykle są to książki już wyczytane, zniszczone, wydane przed rokiem 1990-tym. Jednocześnie pełne uroku i tłuszczu na pobrudzonych kartkach. Żółte strony, rozklejone okładki, rozdwojone końce. Lata czytania, przewracania kartek i miliony malutkich kropelek po kawie.
Czy zdarza Wam się korzystać z dobrodziejstwa takich biblioteczek? Czy z braku własnej literatury sięgacie na półkę nie wiedząc co na niej się znajdzie? Czy może boicie się potwora spod szafy?

niedziela, 14 sierpnia 2011

Wielki smród

pisałam jakiś czas temu o nowości pod tytułem "Wielki smród".  Książka wydana przez wydawnictwo Zysk i S-ka, autorstwa Clare Clark. Oto recenzja tej historii:


Proszę Państwa oto blurb! Dumnie wypina zdania na końcu książki. Pręży się i błyska białymi literkami. "Czytajcie mnie!" woła, "Jestem interesująca!".
I tylko łypie wyrwanymi z opowieści fragmentami, aby dopaść i całkowicie podporządkować sobie niewinną ofiarę. A ja, czytelnik, nieświadomy niczego, naiwnie wierzący w dobre intencje wydawców, wystawiam się na chytre nawoływania komentatorów. Pytanie teraz, czy blurb nas tylko zwodzi? Czy może chce, żebyśmy koniecznie zauważyli, że książka, którą mamy w ręku jest godna uwagi?
"Wielki smród" jest troszkę taką blurbową pułapką. Zapowiada się interesująco i niespotykanie. Morderstwo w kanałach, tajemnicze szaleństwo i jedyna nadzieja w łapaczu szczurów. Mroczna i niespotykana powieść umieszczona w morzu gówna. Do tego napisana przez kobietę, co pozwala podejrzewać, że brutalny temat, jakim jest morderstwo, opowiedziany zostanie delikatnie i subtelnie, co daje nam w rezultacie, zawrotną mieszankę emocjonalną. 
I owszem, kobiecą rękę w opowieści widać i da się ją odczuć. Autorka skupia się na detalach w opisywaniu świata przedstawionego, postaci może nie za wiele robią, nie za wiele się dzieje, ale za to wszystko wygląda bardziej i wygląda intensywniej. Wszystko czuje mocniej i przeżywa intensywniej. Czerwień ma nieskończoną ilość odcieni, a ściana nie jest zwyczajnie prosta i twarda. Pytanie tylko czy właśnie tego oczekujemy po powieści z wątkiem kryminalnym w tle. 
Całość historii jest za nadto rozwlekła, autorka rozwija wątki, które po powierzchownym przemyśleniu, okazują się mało ważne dla całości historii.  Czyta się tę książkę w nadziei na jakieś nagłe zwroty akcji, ale w tej materii czytelnik może być raczej rozczarowany. 
To, co natomiast porywa, to fenomenalne opisy podziemi, które mogą skłonić czytelnika do refleksji, niekoniecznie powiązanej z opowieścią. Czytając tę książkę musicie być również gotowi na głęboką więź z głównym bohaterem. Jest to zdecydowana zaleta tej książki i jej kobiecego aspektu. Tylko kobieta może tak zbudować postać, że czytelnikowi jest przykro, gdy musi się z nim rozstać. Delikatność i cała estetyka odrobinkę bardziej, to to, co lubię w kobiecej literaturze. 
Delikatność z gównem w tle. Dla ciekawych, polecam.



czwartek, 11 sierpnia 2011

nowość

słuchajcie! Nie tylko nowość, ale i w promocji na stronie wydawnictwa Znak. Książka autorstwa Jurgena Thorwalda pod tytułem "Męska plaga. Seks, pożądanie i kłopoty z prostatą". Czyli tym razem coś bardziej dla panów. Jak panowie znoszą swoją seksualność i jak wpływa ona na ich codzienne życie w pracy, w domu i gdziekolwiek indziej. No a dla pań jest w tej książce odrobinka męskich tajemnic i wstydliwości.
Ciekawa pozycja, zważywszy na fakt, że zwykle to panie całkowicie odkrywają swoje słabostki w książkach.A tu proszę! Nagły zwrot akcji. Jak jeszcze dodam, że jest to autor "Stulecia chirurgów", "Stulecia detektywów" i "Godziny detektywów", to myślę, że nie ma się nad czym zastanawiać. Do czytania!

na stronie wydawnictwa Znak książka będzie Wasza za 44,90
empik.com jest skłonny oddać ją za 42,49
gandalf.com.pl wycenił ją na 42,80

jeszcze na sam koniec dodam, że książki te są przepięknie wydane. Faktura okładki i kartek jest nie do przebicia.



poniedziałek, 8 sierpnia 2011

myśli spisane

Na pewno! Wiem to! Na sto procent! Jestem pewna, że każdy z Was ma swój ulubiony cytat. Jak się czyta książki to czasem aż trudno opanować się i nie zapisać tego, co co prawda już zapisane jest, ale w jakimś osobnym miejscu, gdzie śpią inne takie perełki książkowe. Mam taki notatniczek przy łóżku i jak czasem natrafię na coś ciekawego, to to zapisuję.
Oto kilka cytatów przeze mnie zebranych:

"Z uroczystą powagą, jakby właśnie sam na to wpadł, oświadczył: Świat idzie do przodu. Tak, odpowiedziałem, do przodu, ale nieustannie kręcąc się wokół Słońca."
Gabriel Garcia Marquez "Rzecz o mych smutnych dziwkach"

"Rincewind jęknął. Jego kości były bardzo niezadowolone z tego, jak je potraktowano, i teraz stawiały się w kolejce, żeby złożyć skargę."
Terry Pratchett "Blask Fantastyczny"

"-Gdzie Niania?- spytała tylko
-Leży na trawniku- wyjaśniła Babcia- Czuje się trochę słabo.
Z zewnątrz dobiegł głos Niani Ogg, która czuła się słabo na całe gardło."
Terry Pratchett "Trzy wiedźmy"

"Kelner rozwodził się bardzo długo na temat sosu, tego, jaki jest kulinarnie wyrafinowany, jak wyjątkowe są jego składniki i tak dalej. Można by sądzić, że wystarczy go liznąć, by uzyskać stopień doktora."
Yann Martel "Beatrycze i Wergili"

"Wszystko to zdarzyło się mniej więcej na prawdę."
Kurt Vonnegut "Rzeźnia numer pięć"

piątek, 5 sierpnia 2011

bo te książki są moje i już!

mamy za sobą rozważania na temat pożyczania komuś książek. Wiemy, że bywa i tak, że znikają w czeluściach nie naszych książkotrzymaczy i nigdy do nas nie wracają. Często nawet zauważamy je na półkach swoich znajomych, ale po długim czasie separacji nie jesteśmy w stanie udowodnić, że te cudowności i piękności są nasze i tylko nasze. Podpisywanie książek nigdy do mnie nie przemawiało. Imię i nazwisko wypisane na tylej stronie, lub na jakiekolwiek inne wydaje mi się po prostu za mało książkowe i ciekawe. Wydaje mi się, że oznakowanie książki powinno chociaż odrobinę wtapiać się w jej całość, a długopis, lub nawet pióro nie ma takich właściwości (wyjątek stanowią dedykacje napisane zamaszystym ruchem dłoni).
Widziałam kiedyś zrobioną na zamówienie pieczątkę (nie taką jak u lekarza, tylko taką mosiężną, z tuszem i całym tym starodawnym blichtrem), która miała na sobie wymyślony przez czytelnika herb, mający za zadanie znakowanie książki. Dzięki temu wiadomo: bo te książki są moje i już!
Ciekawe, czy nieciekawe? Co myślicie, jak znakować książki? Bo wydaje mi się, że rozgrzane żelazo odpada...

taki mały przykład ze strony www.apartmenttherapy.com

środa, 3 sierpnia 2011

książkotrzymacz

ludzie to takie stworzenia, którym często gęsto trudno jest się zdecydować na coś konkretnego. Dotyczy to całej masy przeróżnych pierdół, co dopiero więc, gdy chodzi o książkotrzymacze.
Pomysłowy projekt ze strony theoldboathouse.blogspot.com pokazuje, że gdy nie wiecie na jaką półkę się zdecydować, lub nie lubicie wyrzucać nieprzydatnych przedmiotów (co też jest wadą Polaków), to możecie zrobić z nich całkiem pożytecznego stworka:


ps. przypominam Wam o wysyłaniu do mnie fotek Waszych książkotrzymaczy. Już troszkę ich dostałam, ale im więcej, tym raźniej, więc nie zasmucajcie mnie, tylko wysyłajcie fotki na adres mrt.mazurMAŁPAgmail.com

poniedziałek, 1 sierpnia 2011

Niewnność zagubiona w deszczu

Witam Was w sierpniu, za oknem hektolitry wody. No cóż, nie można mieć wszystkiego.
22-ego lipca pisałam o nowości, którą zakupiłam w empiku. "Niewinność zagubiona w deszczu" to książka, którą przywitam sierpień. Oto recenzja:


Książki można kupować na mnóstwo różnych sposobów (pisałam o nich w styczniu). Jednym z nich jest kupowanie książek poznanego autora. Znamy go, wiemy jakiego rodzaju język preferuje, jak tworzy postaci, jak rozwija akcję i jakiego stylu używa. Autor tworzy markę, którą chcę, lub nie chcę mieć. Gdyby Mendoza był sklepem odzieżowym ubierałabym się tylko tam.
Kupiłam zatem jego kolejną książkę, jak kupuje się torebkę ulubionego projektanta. Zapakowana ślicznie, materiał porządny, zamek działa, wygląda estetycznie i odpowiada rozmiarem (wydana przez wydawnictwo Znak). Ale w środku coś nie jest do końca tak jak powinno.
Do tej pory wszystkie jego książki miały pełno przegródek. Mogłam w nie zmieścić wszystko. Mieściło się tam poczucie humoru, osobna skrytka była na zawiłą i przewrotną fabułę, w dodatkową przegródkę można było zapakować wielopoziomowo zbudowane postaci. Tym razem otworzyłam tę torebkę o tytule "Niewinność zagubiona w deszczu", i nie znalazłam tam nic. Ani humoru, ani wielopoziomowych postaci, ani ciekawej fabuły. Tym razem było tam nudno, mdło, bez polotu, a co najgorsze zostały pozostałości po rozbitej w mak, nieposklejanej fabule.
Siostra Consuelo, przeorysza zakonu w Katalonii ma właśnie złamać ślub czystości. Spotyka don Augusta, który wodzi ją na pokuszenie. Potem jest jeszcze jakiś rozbujnik, w tle niby to burza, niby to deszczyk. Wiemy o niej właściwie tylko dzięki blurbowi, bo w samej powieści odgrywa małą rolę, na pewno nie taką, żeby zrobić z niej istotę przygody.
Zaczyna się ciekawie. Ukradkowe spojrzenia, delikatny dotyk, flirt, podszeptywanie. Całkiem niezła powieść erotyczna. Ale po połowie książki, gdy nic konkretnego się nie zaczyna dziać, zaczynam zastanawiać się co jest nie tak. A potem już tylko szast prast, nieciekawe rozwiązanie sytuacji, absolutny zawód w poprowadzeniu postaci, dodatkowi bohaterowie bez ładu i składu, a język literacki taki, że strach się bać. Ktoś chciał torebkę pozszywać, dodać ciekawe elementy, ale zapomniał pozawiązywać supełki i teraz latają na wietrze wystające sznurki. Ratunku, pomocy! Ktoś podrobił mojego Mendozę!