Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 30 maja 2011

kserowanie

Zobaczcie jaki napis znalazłam na jednej z księgarni w Gdańsku. Pomyślałam od razu, że jest to całkiem ciekawy temat na małą dyskusję. Czy kserowanie na prawdę zabija książkę? Czy może pomaga tym, które nie są już wydawane na ponowne rozprzestrzenienie się? Jak to jest? Bo nie kupujemy książek, tylko je kserujemy, więc to troszkę jak kupowanie pirackich płyt, ale z drugiej strony są takie książki (studiując najlepiej można się o tym przekonać), których nie sposób kupić, a często trudno również wypożyczyć.
Co sądzicie? Czy kserowanie zabija książki?

sobota, 28 maja 2011

książkoopinia

Tym razem pytanie brzmiało:
"Wydania kieszonkowe. Lubisz, czy nie?". No i okazało się, że większość z Was ( a w głosowaniu udział wzięła oszałamiająca liczba 11 osób) nie przepada za kieszonkowymi wydaniami książek (chociaż mogło Wam chodzić również o inne kieszonkowe przedmioty). I muszę przyznać, że i tutaj mnie nie zaskoczyliście, ponieważ ja sama nie lubię takowych. Są za małe, najczęściej wydane jak najtaniej i jak najmniej starannie. Rozklejają się od początku. Są to właściwie takie książki do zniszczenia, bo na pewno nie do trzymania na półce i przekazywania kolejnym pokoleniom. Takie głupstwa wydawnicze, takie coś na chwilkę i z braku laku. A już najbardziej irytuje mnie, gdy wydawca postanawia nadrukować na okładkę cenę. Przecież nie ma nic ważniejszego niż cena na połowę okładki. Mówię Wam, estetyka przez duże E staje tutaj na głowie i podwija ogonki.
Rozumiem wszystkie zalety, że małe, że poręczne, że na wyjazd, że tanio, ale!!!!!!!!! Skoro estetyka może być przez duże E, to tak samo niech ma i ale. AAAAAAle!!

środa, 25 maja 2011

poniedziałek, 23 maja 2011

książka dla sztuki

     dzisiaj zaserwuję Wam odrobinkę przechwałek. Właściwie jedną, ale za to konkretną! Otóż dostałam ostatnio książkę z dedykacją, i to nie byle jaką. Książkę o nim samym przesłał mi Eugeniusz Gerlach. Książkę (album i wywiad) napisał Czesław Czapliński.
     A kim jest Eugeniusz Gerlach? oto krótka notatka z jego oficjalnej strony www.gerlach-art.com: "Eugeniusz Gerlach urodził się w roku 1941 w Bieniawie k. Tarnopola (na kresach wschodnich). Na ziemie odzyskane przybył w roku 1946 zamieszkując w Paczkowie (powiat Nysa). Tam też uczęszczał do szkoły podstawowej w latach 1949-1955. W latach 1955-1960 uczęszczał do Państwowego Liceum Sztuk Plastycznych we Wrocławiu. W latach 1960-1966 studiował w Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, na Wydziale Malarstwa i Grafiki. Malarstwo sztalugowe i architektoniczne studiował w pracowni prof. Wacława Taranczewskiego, natomiast grafikę u prof. Mieczysława Wejmana. Dyplom z wyróżnieniem uzyskał w 1966 roku. Promotorami jego pracy dyplomowej byli m.in. Wacław Taranczewski, Czesław Rzepiński, Jonasz Stern i Hanna Rudzka-Cybisowa. Od roku 1966 jest członkiem Związku Polskich Artystów Plastyków. W swoim dorobku ma ponad 30 wystaw indywidualnych i udział w ok. 50 wystawach zbiorowych - okręgowych i ogólnopolskich, na których zdobywał nagrody i wyróżnienia"
     Twórczość pana Eugeniusza poznałam przy okazji pisania mojej pracy dyplomowej na filozofii, która opisywała  koncepcję opera aperta Umberto Eco (swoją drogą niezwykle fascynującą). Szukałam różnych przykładów tej koncepcji, szukałam informelu i tak dotarłam do absolutnie porywających, awangardowych i nietuzinkowych prac Eugeniusza Gerlacha.
     Zapraszam Was do obejrzenia oficjalnej strony, a tutaj na blogu kilka moich ulubionych obrazów:





sobota, 21 maja 2011

nowość

Skoro ostatnio do mojej kolekcji wydawnictwo doszedł Dom Wydawniczy Rebis, to najsensowniejsza rzeczą do zrobienia jest przedstawienie Wam kolejnej nowości, tym razem z ich półki. Nie będzie to książka z serii literatury kobiecej, tym razem uderzamy na poważnie. "Bałkany, Włochy i Afryka 1914-1918. Historia pierwszej wojny światowej" autorstwa Davida Jordana to zlepek niesamowitych historii, które zapoczątkowały wybuch wojny. Dodatkowo autor proponuje czytelnikom dużo fotografii z tamtego okresu oraz liczne mapy, które mogą ułatwić wyobrażenie sobie przebiegu działań wojskowych. Oto co samo wydawnictwo mówi nam o swoim dziele : "barwny opis mistrzowskiej wojny podjazdowej prowadzonej w Afryce Wschodniej przez Lettow-Vorbecka i niemieckie oddziały, złożone głównie z askarysów, tragicznego losu tysięcy śmiertelnie chorych żołnierzy alianckich na froncie salonickim, zażartych walk w Alpach między Włochami a Austriakami oraz działań sił niemieckich, francuskich, brytyjskich i amerykańskich na tym rzadko opisywanym froncie".
Ten, kto jest zafascynowany historią powinien już nie doczytać tego zdania, gdyż na pewno jest w drodze do księgarni, a temu, który to zdanie jeszcze czyta mam tylko jedno do powiedzenia; DO KSIĘGARNI!

środa, 18 maja 2011

Miasto ślepców

Dzisiaj chciałam Was zachęcić i jednocześnie przestrzec przed książką autorstwa Jose Saramago "Miasto ślepców" (kolejny pisarz z mojej kolekcji noblistów). Jakiś czas temu, przed sylwestrem, postanowiłam, że czas nastał na przeczytanie jej. Wzięłam ją na wyjazd, wiedząc, że będę miała raczej mało czasu na skupienie się na niej. Jednak, gdy przeczytałam pierwszą stronę, wiedziałam, że nie stanie się nic tak wielkiego, co będzie  stanie odciągnąć mnie od tej książki. Była jak narkotyk. Nie chciałam jej czytać, nie chciałam wiedzieć co stanie się dalej, jednocześnie nie chciałam jej przerywać. Taki czytelniczy paradoks zdarza mi się niezwykle rzadko (ostatni raz miało to miejsce przy czytaniu "Naszej klasy" Tadeusza Słobodzianka).
Muszę przyznać, że Jose Saramago wybrał temat niezwykle pociągający, etycznie dwuznaczny i z ogromnym potencjałem. Oto w mieście, prowadząc samochód, mężczyzna nagle ślepnie. Nic nie widzi, poza okrutnie wyrazistą bielą. Błaga o pomoc, ale ludzie nie wiedzą co mu się dzieje, nie rozumieją jego tragedii. Lekarz nie jest mu w stanie pomóc, a osoba, która pomaga mu dojechać do domu jego samochodem, jedyne co robi na koniec to kradnie pojazd. Czy takie społeczeństwo przetrwa w monecie, gdy okaże się, że biała ślepota ma je całe zaatakować? Czy zamknięcie wszystkich ślepców razem pomoże uporać się z epidemią? Czy poświęcenie kobiety i żony, jedynej, która oprze się wszechogarniającej białości, pomoże bohaterom powieści Jose Saramago, wyrwać z makabrycznej rzeczywistości? Wreszcie, czy tak straszliwa epidemia jest w stanie usprawiedliwić odrażające i brutalne zachowanie ludzi? I jak daleko można się posunąć, gdy brakuje żywności.
Ta książka to fantastyczne lawirowanie między etycznymi normami, to psychologiczny obraz ludzi w sytuacji ekstremalnej, to urzeczywistnienie największych smutków i obaw ludzi. Pociągający, zgrabny i płynny język, do tego postaci wspaniale poprowadzone, utworzone z wielką starannością i dokładnością. Z perspektywy czasu nie jestem w stanie przypomnieć sobie ani jednej negatywnej opinii, poza niesamowitym rozbiciem, towarzyszącym lekturze tej książki. Niech za genialnością tej pozycji przemawia fakt, że na jej podstawie powstał film, jak również spektakl teatralny.
Chociaż nie jest to książka przyjemna, nie chcę jej przeczytać jeszcze raz, to powiem Wam z całą stanowczością, warto mieć ją na półce!

poniedziałek, 16 maja 2011

książkoopinia

No to wcale mnie nie zdziwiliście! Wolicie okładki twarde, zamiast miękkich. Chociaż nie, jednak zdziwiliście, bo myślałam, że nikt nie zaznaczy okładki miękkiej, a tu proszę, aż dwa głosy. Okładka miękka jest mało praktyczna. Szybko się niszczy, szybko rogi się "rozdwajają", a kartki obcierają. Nie trzeba nawet za bardzo się o to postarać. No i książka nie wygląda już tak szlachetnie. W domu mam pełno starych książek i chociaż zdarza się tak, że twarde okładki często się odrywają, to jednak nawet zniszczone ochraniają kartki w środku, dodając samej książce szacunku. A okładki miękkie wyglądają mało elegancko.
Oczywiście zdarzają się też okładki broszurowe, miękkie, ale powlekane śliskim materiałem, z przedłużonymi stronami. Takie też lubię. Z nimi kojarzy mi się przede wszystkim mój bedeker, który musiałam kupić do szkoły podstawowej i z którym chodziliśmy po Trójmieście wyszukując poszczególne elementy. Nawet nie macie pojęcia jaka byłam dumna mając taką piękną, idealnie ukształtowaną książkę. Ahhhhh! :)

niedziela, 15 maja 2011

książkotrzymacz

czy Wy widzicie co dzieje się za oknem? Deszcz, wiatr i zimno. Idealna pogoda na czytanie, a ja niestety w pracy i w pracy. No ale skoro nie mogę podzielić się z Wami moimi wrażeniami o kolejnej książce, to mogę chociaż pokazać to, co lubię najbardziej i po komentarzach widzę, że i Wy lubicie... książkotrzymacz!
Znalezisko ze strony designboom.com, autorstwa Alejandro Gomeza: Equilibrium bookcase
Patrzcie i napawajcie swoje oczy!


Minimalizm w pełni, do tego nutka awangardy i modernizmu. Półka jednocześnie chłodna i przytulna, niestandardowa i praktyczna. Uważam, że idealna na akcent do każdego pokoju. A i kurz ma trudniejsze zadanie, bo przecież nikomu nie jest wygodnie pracować na skosach. Co Wy na to ?

piątek, 13 maja 2011

blog?

Jakieś dziwne dziwowty dzieją się na blogspocie. Błędy, kasowanie i takie tam. Jutro, po pracy, spróbuję powalczyć z komputerem i zamieścić jakiś ciekawy post. Tymczasem znikam, dobrej nocy!

środa, 11 maja 2011

książkorozważanie

powiedzcie mi, moi drodzy, czy też czasami ogarnia Was pewnego rodzaju myśl, która paraliżuje i straszy, a która krzyczy do nas o tym, że nigdy w życiu nie przeczytany nawet połowy, nawet ćwiartki, wszystkich książek, które są na świecie?
Każdy moment, którego nie zużywamy na czytanie, każda strona, którą czytamy, jeszcze bardziej odsuwa nas od osiągnięcia przyzwoitego wyniku w zaczytanym świecie. Gdybyśmy czytali jedną książkę dziennie, co jest mało prawdopodobne, to i tak przeczytalibyśmy rocznie tylko 365 książek. 50 lat, to zaledwie 18250 książek. Tyle opowieści, których nie poznamy, tyle bohaterów, których przygód nie prześledzimy, tyle idei, których nie zgłębimy. Absolutny paraliż!
No i czy nie uważacie, że czytanie jeszcze raz tej samej książki, to nie marnotrawstwo z perspektywy nieprzeczytanych książek?

niedziela, 8 maja 2011

czwartek, 5 maja 2011

nowość

Ostatnio, po tych wszystkich książkach, które czytam przygotowując się do obrony, mam ochotę na takie pozycje literackie, które absolutnie mnie wyluzują i odprężą. Szukając zatem nowości dla Was natrafiłam na taką oto pozycję, która wpasowuje się w mój nastrój. "Jak nie zabiłam męża, czyli babski punkt widzenia" autorstwa Christiny Hopkinson to opowieść o kobiecie, żonie i matce, która nie jest za bardzo zadowolona ze swojego życia, mimo tego, że ludzie wkoło twierdzą, że bardziej idealnie być już nie może. Przed swoimi trzydziestymi piątymi urodzinami postanawia stworzyć wykres wszelkich pozytywnych i negatywnych zachowań jej męża i na tej podstawie zdecydować o przyszłości swojego małżeństwa.
A co pisze wydawca, czyli Prószyński i S-ka? "Rzadko się zdarza książka tak zabawna, inteligentna i pouczająca zarazem, bo dystans autorki do problemów bohaterki sprawia, że dzięki zawartym w niej niezwykle przenikliwym obserwacjom na temat małżeństwa i macierzyństwa każdy może zweryfikować własną listę przewin i znaleźć równowagę zapewniającą szczęśliwe chwile w codziennym rodzinnym rozgardiaszu".
No więc sami widzicie. Przeczytacie?
Książka na stronie wydawnictwa kosztuje 34 złote, w empiku.com możecie ja kupić nieco taniej, a na merlinie.pl jeszcze bardziej nieco taniej, a na stronie selkar.pl już zupełnie tanio, bo za 29 zł. 

wtorek, 3 maja 2011

kartkopamiętacze, czyli zakładki

powolutku, po cichutku odkrywamy wszelkie niezbędne akcesoria do czytania i posiadania książek, a także dla ich ogólnego uwielbienia. Mamy książkotrzymacze, mamy książkoterię, czas więc na kartkopamiętacze, potocznie zwane zakładkami. Założę się, że nie ma czytelnika, który nie używa kartkopamiętaczy, lub innych jemu pochodnych. Ciekawa jestem jak to wygląda u Was. Bo na przykład ja często gęsto, gdy nie mam kupionego biletu okresowego, między kartki wkładam bilety jednorazowe. A gdy nie jadę autobusem, to jako kartkopamiętacz służą mi karty do gry, twarde ulotki, kartki z kalendarza. Musze przyznać się bez bicia, że bardzo rzadko używam standardowych, specjalnie do tego stworzonych kartkopamiętaczy. Owszem, mam ich kilka, ale nie wiem czemu, nie wiem jaka magia to sprawia, ale ilekroć mam swoją własną, profesjonalną zakładeczkę, to i tak zapomnę przełożyć ją do następnej książki i tak oto moje kartkopamiętacze uzyskują status jednorazowych. A miałam ich niezliczone ilości! Papierowe, materiałowe, metalowe (które pocięły mi kartki, ODRADZAM). Powiedzcie jak Wy stoicie z kartkopamiętaczami. Mam nadzieję, że ie zaginacie samych kartek tam, gdzie skończyliście czytać!
A na zachętę, pokażę Wam co takiego ludzie używają na zakładki:
ze strony stylio.pl
to takie bardziej standardowe, z ciekawymi wzorkami. Ale zobaczcie co proponuje kuradomowa.com
szydełkowana marcheweczka!
Blog z robótkami ręcznymi (fascinata.blox.pl) poleca nam takie oto cudeńka wielkanocne:
no a co powiecie na kociaka, ze strony prototyp.pl ?
na stronie upominki-gadzety.pl, znalazłam również coś dla fanów bardziej modernistycznych kształtów i materiałów:
na stronie pinger.pl zakładka w całkiem przyjemnych barwach
no i na sam koniec, mój ulubiony kartkopamiętacz: GDAŃSKI BILET!

niedziela, 1 maja 2011

zaproszenie

Witajcie w maju! Już prawie pół roku odwiedzacie mnie i komentujecie, za co jestem przeogromnie wdzięczna. W ramach wdzięczności chciałabym zaprosić Was na niezwykle pożyteczne spotkanie, które odbędzie się w kawiarnio-księgarni Fikcja we Wrzeszczu (Gdańsk).Już 6-ego maja, między godziną 18:00, a 21:00 możecie wybrać się do tejże kawiarni, zamówić fantastyczną herbatkę z pomarańczą i imbirem (moją ulubioną) i powymieniać się książkami, które już przeczytaliście, albo macie zdublowane, albo z jakiegoś powodu ich nie chcecie już mieć. Brzmi ciekawie? Im więcej ludzi przyjdzie, tym więcej ciekawych tytułów się tam przewinie. O podobnej akcji pisałam Wam wcześniej, gdy wspominałam o półkach na wymianę. Również i tym razem idea się nie zmienia: oddaj książkę, weź książkę. Ekologicznie i za darmo! Czegóż więcej trzeba?
Wszelkie informacje znajdziecie TUTAJ.
Gorąco Was zapraszam!